Seks kontra choroby cywilizacyjne

Czy to, w jakiej pozycji oddajemy się miłosnym igraszkom, ma znaczenie dla naszego zdrowia?

21 czerwiec 2018
Artykuł na: 4-5 minut
Zdrowe zakupy

Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu, które było poświęcone stylowi życia po zawale. Eksperci obalali w czasie prelekcji przeróżne mity dotyczące tego zagadnienia, naświetlili m.in. kwestię uprawiania seksu. Jako dowód na leczniczy wpływ miłosnych uniesień na serce podano wyniki badania Stuarta Brody'ego: na wielkim ekranie ukazała się tabela poświęcona różnym problemom zdrowotnym i ich powiązaniu z seksem. Szczerze mówiąc, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Po powrocie do domu rozpoczęłam poszukiwania w sieci. Okazało się, że omawiane badanie jest dostępne w całości za darmo i rzeczywiście dotyczy wpływu różnych technik i relacji między partnerami na rozwój niektórych schorzeń. Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie informacja, że seks waginalny ze stałą partnerką zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na raka prostaty, ale uprawiany z prostytutką już nie. To kwestia fizjologii czy raczej psychiki? Może świadomość, że jest ktoś, kto nas kocha i będzie zawsze przy nas, działa odstresowująco, a wiadomo przecież, że wysoki poziom stresu przyczynia się do powstania wielu schorzeń. Być może dotyczy to również raka prostaty.

Inny przykład dotyczy relacji między pozycją miłosną a reakcją na stres. Brody sprawdził parametry ciśnienia krwi u panów przygotowujących się do wystąpienia na konferencji - tuż przed prelekcją i zaraz po niej. Jednocześnie zadawał im pytania dotyczące ulubionych pozycji seksualnych. Okazało się, że ochotnicy, którzy tydzień przed przemówieniem uprawiali seks w pozycji "na jeźdźca", lepiej radzili sobie ze stresem, a po wygłoszeniu przemówienia poziom hormonów za niego odpowiedzialnych oraz ciśnienie krwi szybko wróciły u nich do normy. Niesamowite. Dlaczego ten mechanizm nie sprawdził się w przypadku innych pozycji? Czy znowu chodzi o psychikę?

W dokumencie poświęconym różnym kobiecym zawodom, który kiedyś obejrzałam, anonimowy bohater twierdził, że czuje się szczęśliwy po wizytach u tzw. dominy, czyli w tym wypadku prostytutki, która przez pewien czas kieruje wtedy jego zachowaniem. Mężczyzna zajmował wysokie stanowisko w swojej firmie i wiele od niego zależało. Twierdził, że takie sesje pozwalają mu się odstresować, ponieważ przez chwilę to nie on decyduje o wszystkim. Być może tak samo jest w przypadku pozycji "na jeźdźca", kiedy kobieta znajduje się powyżej mężczyzny? Brzmi stereotypowo? Przypominam, że demon w kobiecej postaci, który miał nawiedzać dorastających chłopców we śnie, nazywa się sukub, a "sub cubo" to dosłownie "leżeć pod spodem".

A zatem czy seks może chronić przed chorobami cywilizacyjnymi? Tak wynika z przedstawionego badania. Oczami wyobraźni już widzę, jak nauka trafia pod strzechy, a partnerzy pytają siebie nawzajem: "Kochanie, której chorobie dzisiaj będziemy zapobiegać?"

Pokazałam tabelkę mojej przyjaciółce, która jest bardzo zaangażowana w walkę o prawa kobiet i mniejszości seksualnych. Uznała, że to stek bzdur, ponieważ w innym przypadku u męskich par homoseksualnych częściej dochodziłoby do przypadków raka prostaty. A może niezależnie od statystycznych danych przedstawionych przez Brody'ego trzeba jego badanie jeszcze pogłębić? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

(cj)

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 4/2018
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny