Prawdziwe szczęście. Wywiad z Robertem Biedroniem

Rozmowa z Robertem Biedroniem, politykiem i działaczem na rzecz praw człowieka, od niemal czterech lat słynnym prezydentem Słupska. Niepoprawnym romantykiem i jednocześnie człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Prywatnie od 15 lat partnerem Krzysztofa.

Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Agnieszka Podolecka: Robercie, miałeś ciężkie dzieciństwo, czego nie ukrywasz, trudną młodość, w której odkryłeś swoją odmienną orientację seksualną. Ciągle byłeś i jesteś atakowany. Jak to możliwe, że nie wpadłeś w alkoholizm, narkomanię, uzależnienie od środków antydepresyjnych?

Robert Biedroń: Na twoje pytanie nie ma prostej odpowiedzi. To, że zachowałem zdrowe zmysły, jest sumą różnych okoliczności. Po pierwsze - wychowania i tego, że jestem najstarszym dzieckiem. Musiałem opiekować się młodszym rodzeństwem, oczekiwano ode mnie, że gdy rodziców nie ma w domu, to ja się zatroszczę o to, by moi bracia i siostra mieli co jeść. Nie mogłem się rozklejać, użalać nad sobą.

Agnieszka Podolecka: Ale wiele osób się rozkleja, załamuje się, sięga po używki.

Robert Biedroń: Czułem, że nie wolno mi tego zrobić. Nie wiem, z czego to wynikało, po prostu wiedziałem, że muszę przygotować kolację rodzeństwu, gdy mama była w pracy, a ojciec leżał nieprzytomny. Wiedziałem, że muszę chronić moją mamę, gdy uciekaliśmy z domu, a pijany ojciec nas gonił i chciał bić. Myślę, że nie roztkliwiałem się nad sobą po części dlatego, że zawsze miałem silne poczucie obowiązku, a po części dzięki książkom. Pomogły mi odkryć, że inne życie jest możliwe, że gdzieś za siedmioma górami i siedmioma morzami jest inny świat, w którym żyją szczęśliwi ludzie. Poczułem, że ja też mogę tak żyć. Zupełnie inaczej, lepiej.

Agnieszka Podolecka: Co to były za książki?

Robert Biedroń: Różne, wszystkie możliwe książki, jakie były w bibliotece wojewódzkiej w Krośnie, bibliotece miejskiej i szkolnej. Zresztą w domu również było mnóstwo książek. Mój ojciec, gdy był trzeźwy, też czytał, podobnie jak babcia. Książki pozwalały mi marzyć, dodawały sił, by dążyć do lepszego życia. W pewnym momencie zacząłem się uczyć języków obcych, co stało się moją wielką pasją. Uznałem, że zdolność porozumiewania się z ludźmi w obcych językach otworzy mi drzwi do lepszego świata za granicą. Chciałem wyjechać z Bieszczad i odnaleźć to lepsze życie bez agresji, alkoholu, nienawiści wobec mojej orientacji seksualnej i ateistycznych poglądów. To było moje wielkie marzenie. Pewnie dzisiaj układam to sobie w taką racjonalną historię, wtedy po prostu czułem, że muszę się dobrze uczyć, skończyć studia, dużo wiedzieć, by opuścić to środowisko i polecieć za te siedem gór, siedem mórz i odkryć piękny świat.

Agnieszka Podolecka: I odkryłeś tę krainę za siedmioma górami i siedmioma morzami w Polsce? Nie kusiła cię emigracja?

Robert Biedroń: Jasne, że kusiła, mój pierwszy partner był z Berlina, mogłem tam zostać. Mieszkałem też w Londynie, przez pewien czas chodziłem tam do szkoły. Tylko... Nie chciałbym, by zabrzmiało to patetycznie, ale jest coś takiego, co sprawia, że nie mógłbym być w pełni sobą poza Polską. Mimo że mówiłem biegle po angielsku czy niemiecku, czułem się wyobcowany. Tylko mówiąc po polsku, mam poczucie, że wyrażam właściwie swoje emocje. Za granicą nie czułem się w stu procentach sobą. Nie wiem, z czego to wynikało, być może mieszkałem w innych krajach za krótko, nie wsiąkłem w tamto społeczeństwo wystarczająco mocno, a może nie poznałem odpowiedniej osoby, która byłaby w stanie zatrzymać mnie na stałe. Chciałem i chcę przeżyć swoje życie tutaj, w Polsce. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak jest. Może też dlatego, że dziś nie biorę odpowiedzialności tylko za siebie. Spotkało mnie w życiu wiele zła, ale również wiele dobra i chcę się tym dzielić z ludźmi tutaj.

Agnieszka Podolecka: Kolejny przejaw poczucia obowiązku?

Robert Biedroń: Na pewno! Nie traktuję go jednak jako obciążenia, to jest coś pozytywnego. Miałem w życiu dużo szczęścia, pokonałem problemy i stałem się silny, więc czuję, że mam pewien obowiązek moralny, by dzielić się doświadczeniem tu w Polsce, zamiast szukać łatwiejszego życia. Wiem, że dodaję energii i siły innym, zwłaszcza osobom homoseksualnym. I wiem, że gdybym stał się cichym obywatelem lub wyemigrował, wiele osób poczułoby zwątpienie, straciłoby oparcie. Ludzie czerpią siłę z tego, że jest taki Biedroń, który przezwyciężył w życiu mnóstwo zła, ciągle ma energię iść pod prąd, do przodu, pokazuje, że można kształtować pozytywnie swoje życie.

Agnieszka Podolecka: Czuję, że przemawia przez ciebie głęboka wiara we własne możliwości.

Robert Biedroń: Mój bagaż doświadczeń jest tak duży, że mogę się nim dzielić i pomagać innym. Dla mnie ważne w życiu jest to, bym przeżył je godnie i robił coś ważnego. Jako osoba publiczna mam większą moc sprawczą i chcę wykorzystać swoją szansę. Chcę minimalizować zło i maksymalizować dobro na różne sposoby. Na przykład w sferze języka będzie to mówienie rzeczy pozytywnych, unikanie hejtu, nieużywanie języka agresji, przekazywanie pozytywnych emocji.

Agnieszka Podolecka: I wtedy się dobrze czujesz?

Robert Biedroń: Oczywiście! Unikam ludzi, którzy nie są inspirujący, mówią negatywne rzeczy o innych i sieją nienawiść. Zło staram się minimalizować również w kwestii zwierząt, nie jedząc mięsa. Nasza kultura tak się wykształciła, że ludzie je jedzą, ale ja nie muszę przykładać do tego ręki. Dzięki temu, że nie jem mięsa, ocalę życie wielu zwierzętom.

Agnieszka Podolecka: Masz więc własny katalog moralny? Co jest twoim natchnieniem?

Robert Biedroń: Mój katalog moralny nie jest zamknięty, on się zmienia wraz ze zmianami w życiu. Każdego dnia staram się doskonalić, wzrastać moralnie. Moją Biblią jest życie, otoczenie, natura, obserwacja, szkiełko i oko. Z obserwacji życia czerpię wartości i staram się nikogo nie oceniać krytycznie. Bo dlaczego miałbym to robić? Jestem w stanie zafascynować się człowiekiem od razu, ale są też ludzie, którzy mnie rozczarowują. Oceniam dopiero wtedy, gdy dobrze poznam człowieka. Mój katalog wartości opiera się na poznaniu jednostki, a nie przypisywaniu jej z góry założonych cech.

Agnieszka Podolecka: A boisz się śmierci?

Robert Biedroń: Nie, wcale. Wiem, że jest nieunikniona, jest końcem pewnej przygody, którą mam raz daną. Jestem przygotowany na śmierć. Mając czterdzieści dwa lata, czuję się człowiekiem spełnionym, który w większości ważnych kwestii uporządkował sobie świat. Jestem szczęśliwy i mam poczucie godnego życia. Wiem, czym jest miłość, wiem, czym jest szczęście, doznałem tych cudownych uczuć. Gdybym dziś dowiedział się, że jestem śmiertelnie chory, to pewnie smutno by mi było na myśl, że odchodzę, ale jednocześnie wiem, że przeżyłem najszczęśliwsze życie. Niczego nie żałuję. To, co mnie spotkało na tej ziemi, było najwspanialszą przygodą, której już nigdy więcej nie przeżyję.

Agnieszka Podolecka: Wybaczanie to poważny problem wielu ludzi. Moim zdaniem to jedna z najtrudniejszych rzeczy w życiu.

Robert Biedroń: Nie dla mnie. W ogóle nie myślę w takich kategoriach. Ja mam problem z przebywaniem ludźmi, którzy mnie oszukiwali, ranili, stosowali wobec mnie przemoc, ale nie chowam urazy. Mam to szczęście, że mam krótką pamięć. Często zapominam o złych rzeczach. Jeśli chodzi o ojca... To nie jest kwestia wybaczania. Raczej czuję tęsknotę za rozmowami, które się nigdy nie odbyły, za przebywaniem ze sobą w normalny sposób.

Agnieszka Podolecka: I naprawdę nie chowasz do niego urazy?

Robert Biedroń: Naprawdę.

Agnieszka Podolecka: A do innych osób? Kto cię skrzywdził?

Robert Biedroń: Wiele osób, w tym piastujące publiczne stanowiska, zarówno w bezpośrednim kontakcie, jak i oczerniając mnie w mediach. Nie chowam jednak urazy do ludzi, odczuwam lęk przed tymi, którzymnie krzywdzą, ale nie mam pretensji, żalu. Pewnie wykształciłem sobie mechanizm obronny, czuję, że pamiętanie takiej ilości zła hamowałoby mnie, nie mógłbym się rozwijać, iść do przodu. Chowanie urazy zżerałoby mnie od środka, byłoby toksyczne, więc odrzucam zło, nie chcę skupiać się na ciosach, by nie stać się psem, który warczy na każdego. Wiem też, że gdy sam przekroczę granicę stresu, użyję nie takiego języka, jak powinienem, skrzywdzę kogoś, czuję się zatruty. Moje ciało odczuwa to jak chorobę. To są złe emocje, nie chcę tego, wolę czuć się dobrze.

Agnieszka Podolecka: A co robisz, gdy ktoś naprawdę solidnie nadepnie ci na odcisk? Tak, że aż się gotujesz ze złości?

Robert Biedroń: Jestem tylko człowiekiem i łatwo mnie zranić. Bywam nieznośny, mój partner to odczuwa, choć staram się nie zrzucać na niego negatywnych emocji. Biegam, to mnie bardzo relaksuje, w pewnym momencie wpadam w trans i to pomaga mi oczyścić głowę ze wszystkich problemów i spraw bieżących, bieganie naprawdę mi pomaga. Obżeram się słodyczami, to mój jedyny nałóg. Nie mam specjalnej recepty, chyba robię to, co inni ludzie. Na koniec dnia staram się pamiętać, jakie mam wartości i usprawiedliwiać ludzi, którzy mnie skrzywdzili. Pamiętam, że to są tylko ludzie, którzy mają swoje problemy i lęki i dlatego są cyniczni. Staram się racjonalizować ich postępowanie i nie widzieć w nich zła. Uważam, że trzeba maksymalizować dobro i minimalizować zło.

Autor publikacji:
Dr Agnieszka Podolecka

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 6/2018
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny