Witamina C niszczy raka

20 lat temu Linus Pauling (dwukrotny laureat Nagrody Nobla) stwierdził, że wysokie dawki witaminy C mogą być zdolne do zabijania komórek rakowych. Naukowcy dowiedli, że miał rację.

Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Można by nastawiać zegarek według biologa René Dubos. Oszacował, że medycynie ortodoksyjnej przyjęcie teorii amerykańskiego chemika Linusa Paulinga, zwłaszcza jego twierdzenie, że witamina C w wysokich dawkach zabija raka, zajmie 20 lat.

W roku 2014, dwadzieścia lat po śmierci Paulinga (zmarł w 1994 r.), naukowcy udowodnili, że wysokie dawki witaminy C (kwasu askorbinowego) w istocie zwalczają komórki rakowe - nawet te w trzecim i czwartym stadium choroby. Badacze postulują włączenie leczenia nią równolegle z chemioterapią.

Naukowcy z Centrum Medycznego University of Kansas podawali wysokie dawki witaminy C pacjentkom z rakiem jajnika oraz testowali tę kurację na komórkach rakowych laboratoryjnie. Pacjentki, którym podawano witaminę C, lepiej znosiły chemioterapię, a także w mniejszym stopniu doświadczały jej szkodliwych efektów ubocznych. Natomiast na podstawie badań na zwierzętach i w testach laboratoryjnych dowiedziono, że cząsteczki witaminy C odnajdywały komórki rakowe i zabijały je, pozostawiając otaczające komórki nienaruszone¹.

Fot. Flickr.com/comingstobrazil

W badaniach przeprowadzonych z udziałem ludzi naukowcy korzystali z danych od 27 pacjentek, u których zdiagnozowano nowotwór jajnika w stadium III i IV. Wszystkie miały podaną chemioterapię - kombinację paklitakselu i karboplatyny, a niektórym podano także dożylnie (w zastrzykach) witaminę C. Stan pacjentek monitorowano przez pięć kolejnych lat i okazało się, że te, którym podawano witaminę C, doświadczały mniej skutków ubocznych chemioterapii.

Kiedy wysokie dawki witaminy C podano dożylnie myszom, które cierpiały na nowotwór jajnika, zginęły wyłącznie komórki jajowe, nie zaobserwowano przy tym szkodliwego działania na wątrobę, nerki czy śledzionę. Jednak takie rezultaty występowały wyłącznie przy podaniu dożylnym. Przy podaniu doustnym, nawet dawek na podobnym poziomie, nie obserwowano już takich efektów.

To był właśnie najważniejszy punkt zwrotny, w którym potwierdzenie znalazły teorie Paulinga.

- Właśnie ta jedna różnica - mówi kierujący badaniami dr Qi Chen - przez lata dzieliła entuzjastów i sceptyków. W poprzednich badaniach, które nie dawały pozytywnego wyniku, witamina C była podawana doustnie jako suplement, w niedostatecznie wysokich dawkach, by mieć działanie przeciwnowotworowe.

Nowe badania - tłumaczy dr Chen - pokazały mechanizm komórkowy, który wyjaśnia skuteczność witaminy C, dzięki czemu dostarcza naukowych dowodów, które powinny przekonać onkologów do wykorzystania jej wysokich dawek na różne sposoby, choćby tylko jako uzupełnienie leczenia konwencjonalnego.

Fot. Flickr.com/Ilya

ABC witaminy C

Węgierski fizjolog Albert Szent-Györgyi w 1937 roku otrzymał Nagrodę Nobla za odkrycie witaminy C. Kilka rzeczy jej dotyczących, na które wskazywał wtedy jej odkrywca, było zastanawiających.

Po pierwsze, ludzie, podobnie jak świnki morskie, małpy człekokształtne i niektóre nietoperze nie są w stanie wytworzyć własnej witaminy C, co sugeruje, że możemy potrzebować znacznie więcej, niż wynosi zalecana dawka dzienna (ZDS) określona na 75 mg do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie szczurów, zdrowy człowiek powinien przyjmować dziennie 2-4 g, natomiast w stanie chorobowym do 15 g.

Poza tym witamina C nie jest tak naprawdę witaminą. Szent-Györgyi postulował, żeby witaminą nazywać substancję niezbędną dla zachowania komunikacji międzykomórkowej. A więc, im więcej witaminy C, tym lepszy przepływ elektronowy pomiędzy komórkami naszego organizmu. Choroba jest objawem zaburzenia w tym przepływie - tłumaczył - która pojawia się wtedy, gdy liczba wolnych rodników - cząsteczek o brakującym elektronie, narasta.

Witamina C jest naturalnym "wymiataczem" wolnych rodników, który wytwarza silnie "naenergetyzowane" elektrony, które mają zneutralizować nieprawidłowe cząstki.

Życzeniem naukowców z Kansas jest to, aby ich praca zainspirowała innych do przeprowadzenia badań nad zastosowaniem wysokich dawek witaminy C na większą skalę. To może jednak nigdy nie nastąpić ze względu na brak środków. Nie ma możliwości opatentowania witaminy C, dlatego firmy farmaceutyczne nie mają interesu we wspieraniu takich badań.

- Wierzymy, że nadszedł czas, żeby agencje badawcze wsparły wnikliwe i skrupulatne badania kliniczne z użyciem podawanej dożylnie witaminy C - dodaje dr Chen.

Sytuacja nie jest obiecująca. W 2011 r. amerykańska Agencja Żywności i Leków (ang. Food and Drug Administration, FDA) wywołała poruszenie, ogłaszając, że chciałaby ograniczyć sprzedaż witaminy C w związku z faktem jej wykorzystania jako leku - przypuszczalnie w alternatywnym leczeniu nowotworów - i należałoby przeprowadzić wszelkie jej badania, jakie wymagane są przy rejestracji leku. Twierdzenie to było dwuznaczne i szybko się z niego wycofano, niemniej trudno byłoby znaleźć sponsora takich badań, gdyż nikt tak naprawdę nie "posiada" witaminy C.

Niewiele lepiej sytuacja wygląda w Europie, gdzie Unia Europejska stara się wprowadzić restrykcję dotyczące sprzedaży wysokich dawek witaminy C.

Chinchillas & Vitamin C from ChinchillaFactsSite.com on Vimeo

Wyboista droga prowadziła do tego punktu, w którym jesteśmy teraz. Przez całe swoje życie Pauling był uważany za znachora, wyśmiewany i lekceważony za wysuwanie postulatów, że witamina C w dużych dawkach jest w stanie nie tylko odwrócić rozwój raka, ale także choroby serca i infekcje, w tym m.in., prawdopodobnie najbardziej powszechną, jaką jest przeziębienie. Dawki muszą być jednak naprawdę wysokie. Standardowa zalecana dawka dla witaminy C wynosi 75 mg, tymczasem Pauling zalecał aż 10 tys. mg – dawka ta, jego zdaniem, mogła zwiększyć współczynnik przeżycia pacjentów z nowotworem 3-4 razy².

Inni zwolennicy wysokich dawek witaminy C twierdzą, że dawka ta jest stosunkowo niska i zalecają dwa lub nawet trzykrotnie wyższą niż zalecana przez Paulinga. Amerykański biolog Frederick Klenner dzieciom chorym na polio podawał do 20 tys. mg w ciągu 24 h, gdyż zaobserwował, że zapobiega to paraliżowi.

Terapia nie zyskała przychylności konwencjonalnej medycyny po dwóch badaniach, w których wzięło udział 120 pacjentów z rakiem, po tym, jak nie zaobserwowano żadnej różnicy we wskaźnikach przeżywalności pomiędzy tymi, którzy otrzymali witaminę C w dawce 10 tys. mg, a tymi, którzy dostali placebo³.

Jednak, jak zauważają naukowcy z Kansas, dawki te podano doustnie, a nie dożylnie.

Fot. FreeImages.com/hkeller

Pauling doświadczył jeszcze innych przykładów nierzetelności naukowej. Prestiżowa instytucja, jaką jest amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (National Institutes of Health, NIH) twierdził, że Pauling mylił się, mówiąc o konieczności podawania dużych dawek, dlatego, że już stosunkowo niskie dawki powodują wysycenie organizmu, a dawki powyżej 1000 mg mogą być wręcz niebezpieczne4.

Jednak kiedy Steve Hickey i Hilary Roberts - naukowcy z Manchester University - ponownie przeanalizowali dane odkryli, że badacze z NIH popełnili wiele błędów, m.in. czekali na wydalenie witaminy C przed dokonaniem pomiarów.

To był podstawowy błąd: założyli, że wysokie dawki nie miały wpływu na poziom witaminy C we krwi, co wynikało z mylnego przekonania, że dochodzi do wysycenia, gdyż nie wzięli pod uwagę tego, że witamina C została już wydalona z organizmu.

 

Fot. Flickr.com/Yuri Samoilov

Historia Edie

Edith Hubbard dawano trzy miesiące życia, gdy, w związku z rakiem piersi, zdecydowała się na przyjęcie dożylnie dużych dawek witaminy C.

- Moja mama Edith - mówi Bryan Hubbard - była wspaniałą, ciepłą osobą, która zawsze znajdowała czas, by pomóc innym ludziom. Wychowywała się w innych czasach, a jej dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Nauczyła się dusić w sobie uczucia i ukrywać to, co przeżywa. Najgorsze, że ukrywała także raka piersi.

Przez 18 miesięcy bandażowała rany, nie mówiąc nikomu, nawet mężowi, o chorobie. Jednak któregoś dnia ból był tak silny, że bliscy zorientowali się, że dzieje się coś niedobrego. Następnego dnia poszła do lekarza, który był bardzo poruszony tym, co zobaczył. Powiedział rodzinie, że nie ma żadnej nadziei i że pozostało jej jedynie trzy miesiące życia.

- Przynajmniej macie czas, żeby uporządkować pewne sprawy - powiedział. Bryan nie mógł zaakceptować tych rokowań i zapytał lekarza, czy może ją wziąć pod swoją opiekę. Lekarz zgodził się, Bryan natychmiast więc zabrał matkę do dr. Patricka Kingsleya, który stwierdził, że sytuacja jest daleka od beznadziejnej.

Choć Edith miała wtedy 78 lat, dr Kingsley postanowił jej pomóc. Edith była niecodziennym przypadkiem - "nie skażono" ją chemioterapią ani radioterapią. Dr Kingsley zlecił całkowitą zmianę diety: wyeliminowanie nabiału, cukru, czerwonego mięsa, rafinowanych węglowodanów, drożdży i pszenicy. Jednak głównym elementem terapii było podawanie dożylnie wysokich dawek witaminy C. Przez pierwszych kilka miesięcy podawał jej 20 g witaminy dwa razy w tygodniu, potem już tylko raz na tydzień.

W ciągu kilku miesięcy piersi, które były początkowo jedną wielką raną, zaczynały zdrowieć, a po pół roku zlecone badania kontrolne nie wykazały obecności nowotworu.

Bibliografia

  1. Sci Transl Med, 2014; 6: 222ra18
  2. Proc Natl Acad Sci U S A, 1976; 73:3685–9
  3. N Engl J Med, 1979; 301: 687–90
  4. Proc Natl Acad Sci U S A, 1996; 93:3704–9
Autor publikacji:
Artykuł należy do raportu
Metody leczenia raka
Zobacz cały raport
Wczytaj więcej
Może Cię zainteresować
Nasze magazyny