Na wojnie z koronawirusem i… bezradnością

Kobiety w maseczkach w skupieniu szyją. Ścieg za ściegiem, bez zbędnych ruchów. Spieszą się. 100-osobowa załoga z produkcji rehabilitacyjnych urządzeń do wibroterapii w ciągu zaledwie 4 dni, przestawiła się na… szycie 5-warstwowych, jednorazowych masek ochronnych.

08 kwiecień 2020
Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

– Teraz wejście i wyjście z firmy trwa godzinę. Mierzymy temperaturę każdemu, dbamy o to, aby każdy z pracowników przed wejściem umył ręce, założył maskę, ubrał się w biały fartuch, a raz w tygodniu prowadzimy edukację z podstaw zachowania w czasach pandemii. Dezynfekujemy wszystko: klamki, krany, spłuczki w łazienkach, każdy myje ręce minimum co godzinę – opowiada Jacek Sikora, właściciel firmy Vitberg, która jest bodaj jedynym producentem wyrobów medycznych w Nowym Sączu.

Inny świat

Jeszcze w październiku ubiegłego roku, pan Jacek miał zupełnie inny plan. Wymarzył sobie, aby przy ul. Borelowskiego, gdzie dawniej na placu o powierzchni blisko 1,2 hektara działała Transportowo-Motoryzacyjna Spółdzielnia Pracy 1 Maja, powstał budynek szpitala rehabilitacyjno-ortopedycznego z centrum diagnostycznym i oddziałem dziennej rehabilitacji, publiczne tężnie jodowo-borowe. Ta wizja zajmowała jego myśli i zajmowała wolny od bieżących firmowych spraw, czas.

Campus Vitberg ma bowiem w niedalekiej przyszłości stworzyć kilkaset nowych miejsc pracy. W tym czasie jego zakład – w normalnych godzinach pracy – produkował urządzenia do wibroterapii. I trwałoby to pewnie do dziś, gdyby nie koronawirus.

Zaskoczeni i bezbronni

Początkowe doniesienia o wirusie z Wuhan, wyglądały dość podobnie do tych z czasów SARS i MERS. Europa miała nadzieję, że upiecze jej się, podobnie jak w przypadku tamtych epidemii. To, co się stało we Włoszech, uświadomiło nam, że jednak nie tym razem. Co gorsze, okazało się, że jesteśmy na nią podobnie nieprzygotowani, jak cała UE. Nie tylko nie znamy leków na SARS-CoV-2, ale nie mamy wystarczających zapasów najpotrzebniejszych środków ochrony osobistej. Dla nikogo.

– Pewnego dnia jadąc do pracy, zobaczyłem 13 pasażerów autobusu, bez żadnego zabezpieczenia. Bez maski, bez rękawic, dosłownie bez niczego z takiej podstawowej ochrony. Niektórzy stali obok siebie, rozmawiali. Ludzie jakby nie rozumieli powagi sytuacji.

Taka postawa może skończyć się włoskim modelem rozprzestrzeniania się epidemii i katastrofą dla naszego kraju w wymiarze ekonomicznym i społecznym. Ile potrzeba, aby się zarazić? Skąd wiesz, czy nie jesteś bezobjawowym nosicielem? Na świecie mamy dowody na to, że noszenie masek w przestrzeni publicznej przerwało łańcuch przekazywania wirusa i zapobiega zakażeniom od osób pozornie zdrowych, np. w Tajlandii.

Czesi zakazali wychodzenia z domu bez masek i już obserwują od kilku dni, że koronawirus rozprzestrzenia się wolniej. Jeżeli na ulicy, w sklepie, w biurze mijają się 2 osoby, a każda ma na sobie maskę ochronną, to ryzyko zakażenia jednej od drugiej musi być wielokrotnie niższe – twierdzi Jacek Sikora. – Tego wirusa nie można lekceważyć!

Walczymy z zarazą!

Kiedy podjął Pan decyzję, że trzeba przestawić się na nowy tor produkcji?

– Gabinety fizykoterapii z którymi współpracujemy, z dnia na dzień zostały zamknięte. Produkcja wyhamowała do zera. Na narzuconej sobie firmowej kwarantannie, z części działu badawczo rozwojowego i kierowników produkcji, utworzyliśmy zdalny sztab kryzysowy. Mamy maszyny, świetne krawcowe, znakomitych i zdyscyplinowanych pracowników, więc postanowiliśmy szyć maski ochronne – opowiada szef Vitberga.

– Maseczka na twarz wydaje się prostym produktem, ale takim nie jest. Diabeł bowiem tkwi w szczegółach. Na rynku obecnie nie ma praktycznie żadnych materiałów, tradycyjnie używanych do produkcji maseczek.

Musieliśmy sami, bardzo szybko opracować technologię i sposób produkcji, który będzie jednocześnie efektywny i bezpieczny dla użytkownika – nie chodzi o to, żeby założyć na twarz cokolwiek, ale żeby ryzyko zakażenia w czasie noszenia masek, było jak najmniejsze – mówi Kasia Plata, kierownik produkcji Vitberg.

 I jak się to Wam udało bez dostępu tradycyjnych materiałów do produkcji masek?

– No cóż, mamy doświadczenia w materiałoznawstwie. Błyskawicznie sprawdziliśmy rynek, sprowadziliśmy różne włókniny, które miały potencjał filtracyjny i rozpoczęliśmy prace badawcze. Bardzo pomogły nam w tym badania w Instytucie Technicznym Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Sączu, za co z tego miejsca, serdecznie dziękujemy.

Badania polegały na zmierzeniu wielkości porowatości w materiałach w różnych konfiguracjach. Przeprowadziliśmy pomiary prototypowych masek ochronnych, wykonanych z różnych materiałów, przy wykorzystaniu mikroskopu pomiarowego Carl Zeiss oraz badania porównawcze, z wykorzystaniem mikroskopów laboratorium bioniki Instytutu Technicznego i oprogramowania Breasser MicroCam Lab II.

W badaniach pomogło nam również Laboratorium Diagnostyki Weterynaryjnej i Badań Środków Spożywczych, Jednostki Ratownictwa Chemicznego Grupy Azoty z Nowego Sącza oraz Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, który wskazał nam, którą droga nie powinniśmy iść.

Przygotowujemy również dokumentację, aby móc zarejestrować nasze maski jako wyrób medyczny, ale nie wiem, czy to się uda przed końcem pandemii. Procedury są bardzo skomplikowane i czasochłonne. Całą technologię udało nam się opracować w 11 dni i dziś możemy powiedzieć: mamy w naszej ofercie 5-warstwowe maski ochronne o bardzo wysokiej skuteczności, najlepsze, jakie można było wykonać z dostępnych na rynku polskim materiałów.

Ale to nie koniec. Opracowaliśmy również własna technologię wstępnego wyjaławiania naszych masek, dzięki czemu mogą być one bezpiecznie używane bezpośrednio po wyciągnięciu z opakowania – opowiada Jacek Sikora

A zatem z jakich materiałów wykonaliście swoje maski?

 – Nie mogę zdradzić wszystkich szczegółów. Może kiedyś podobne rozwiązania opatentujemy. Ale mogę powiedzieć, że wykorzystane w produkcji materiały, to najwyższa możliwa jakość dostępna dziś na rynku. Część z nich posiada opinię STANDARD 100 firmy OEKO-TEX – potwierdzający bezpieczeństwo produktu dla człowieka i środowiska.

Pięć warstwy w maseczkach ma łączną grubość filtracyjną 222 g/m2 włącznie z 3 filtrami celulozowymi o specjalnej porowatości. Nie uczulają i są bardzo wygodne. Korzystają z nich dziś lekarze, pielęgniarze, służby mundurowe i tysiące innych naszych klientów.

Jak dziś wygląda praca w pańskiej fabryce?

– Załoga pracuje po 9 godz., włącznie z sobotami. Nieraz trzeba zostać dłużej. Nikt nie marudzi, nikt nie narzeka. Wręcz przeciwnie: ludzie cieszą się, że robią coś, co jest dzisiaj na wagę życia.

Cała załoga pracuje w najwyższej możliwej sterylności, ubrana na biało, co upodabnia naszą fabrykę do laboratorium NASA. Przy maszynach, dziewczyny szyją bez rękawiczek. W nich nie da się szyć. Co godzinę, każda wstaje, idzie umyć ręce. Minimum 30 s.

Maszyny czyścimy i dezynfekujemy codziennie. Wszyscy pracujemy w maskach, które sami dla siebie szyjemy. Tam gdzie to jest możliwe, w rękawiczkach. Do firmy nie wpuszczamy nikogo z zewnątrz. Tak dziś wygląda Vitberg. – opowiada szef firmy.

Czy będziecie produkować jakieś inne elementy ochronny osobistej?

– Planujemy uruchomienie produkcji kolejnych akcesoriów ochronnych dla pracowników służb medycznych i mundurowych oraz nas wszystkich. W ofercie pojawią się przyłbice, maski zintegrowane z osłoną na oczy dla personelu medycznego oraz ludzi, pracujących przy kasach lub w biurach obsługi klientów. Zabezpieczyliśmy materiały na 200 tys. przyłbic i 300 tys. masek, zintegrowanych z osłoną na oczy.

Czytałam, że pierwsze maski przekazaliście szpitalowi w Nowym Sączu.

 – Nasze hasło "Przede wszystkim pomagać" nie straciło na aktualności. Bezpłatnie przekazaliśmy maski również ośrodkom zdrowia, Nowosądeckiemu Pogotowiu Ratunkowemu, Straży Pożarnej, Wojskom Ochrony Pogranicza itp.

Dla mnie ma to wymiar symboliczny – musimy trzymać się razem, pomagać sobie. Jeśli jest potrzeba, to w Vitbergu pomagamy w miarę możliwości każdemu. Uruchomiliśmy nawet akcję "Podaruj maskę lekarzowi" – dzięki której przekazaliśmy już blisko 7 000 masek.

Róbmy wszyscy, co w naszej mocy, aby nie ulec wszechobecnemu lękowi i obawom o przyszłość, bo ta sytuacja to także test naszej solidarności i zaradności – tłumaczy Jacek Sikora.

– Ale to nie wszystko. Wspólnie z naszymi partnerami, fizjoterapeutami z Poradni Vitberg w całym kraju, opracowaliśmy plan pomocy osobom niepełnosprawnym i starszym. Pacjenci nie mogą przychodzić do naszych gabinetów, to zrozumiałe.

Ale to wcale nie znaczy, że my nie możemy użyczać naszych sprzętów do wibroterapii pacjentom, skoro i tak z nich teraz nie korzystamy. Przed epidemią przyjmowaliśmy w naszych gabinetach ok. 1500 osób dziennie. W ramach akcji, "Wypożycz Vitberga do domu" do wczoraj użyczyliśmy i to zupełnie nieodpłatnie, w pełni zdezynfekowane 334 aparaty do wibroterapii.

Do połowy kwietnia, z aparatów RAM Vitberg+ skorzysta ponad 500 osób. I to bez wychodzenia z domu. Nasi partnerzy, przez telefon lub skype, udzielają dziesiątek bezpłatnych porad i pomagają pacjentom radzić sobie bez udziału fizjoterapeuty. To naprawdę działa. I będzie procentować, kiedy w końcu wrócimy do swoich gabinetów – podsumowuje Jacek Sikora.

A co z marzeniami, wizją Campusu Vitberg? Odkłada Pan ją na półkę, czy jest szansa, że zgodnie z planem ruszy w 2022 r.? 

No cóż, teraz trudno się nad tym zastanawiać. Vitberg zatrudnia ponad 100 osób i współpracuje z 200 w całej Polsce. Dziś moje myśli koncentrują się właśnie na nich. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pomagać innym oraz sobie.

Przed nami raczej trudne czasy, z których wielu wyjdzie poobijanych. Ale myślę, że świat, który dziś znamy, zmieni się, przewartościuje. Ludzie ostrożniej będą podchodzić do inwestycji i bardziej skupiać się na tym, co mają.

Mam nadzieję, że skończy się rozpasana do granic absurdu konsumpcja, a ludzie odnajdą na nowo wartość w rodzinie, w wolnym czasie, w hobby. Czy w nowej rzeczywistość, która przed nami, będzie jeszcze miejsce na budowę Campusu Vitberg? Nie wiem.

Vitberg

Vitberg to nowosądecka firma, specjalizująca się w produkcji urządzeń do wibroterapii. Powstała jako owoc pomysłu na zagospodarowanie ciekawej niszy rynkowej. Pierwszą linię produkcyjną właściciel Vitberga otwierał w latach 90. w garażu.

Od tego czasu sprzedał ponad milion urządzeń do wibroterapii, czyli specyficznego masażu poprawiającego krążenie i metabolizm, działającego przeciwbólowo.

Jak sam mówi: Dzisiaj jesteśmy największym producentem sprzętu medycznego w Polsce i – zaryzykuję to stwierdzenie – jedynym w Europie, który tak mocno bada wpływ wibracji oscylacyjno-cykloidalnej na organizm człowieka.

Wczytaj więcej
Nasze magazyny