Paulina Holtz: o weganizmie, jodze i empatii

Rozmowa z Pauliną Holtz, aktorką teatralną i filmową, trenerką, autorką książki "Po pierwsze joga". Mamą Tosi i Marcysi, weganką i miłośniczką jogi, fanką zdrowego stylu życia. Kobietą w ciągłym biegu.

Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

Agnieszka Podolecka: Paulino, co jest dla ciebie w życiu najważniejsze? Co jest najciekawsze?

Paulina Holtz: Najważniejsze - standardowo i dość przewidywalnie - są moje córki, Tosia i Marcysia. Ich zdrowie, rozwój, edukacja, mam typowe troski każdej mamy. Pytanie o to, co najciekawsze, ma właściwie wspólny mianownik z pierwszym pytaniem, bo odkrywanie świata, poznawanie nowych ludzi, nowych idei czy kultur, i dzielenie się własnymi przeżyciami z dziećmi uważam za ważne i fascynujące. Dziewczynki już nie są ode mnie tak bardzo zależne, stają się nastolatkami, a to oznacza więcej czasu dla mnie, możliwość poznawania rzeczy nowych, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Teraz jest znacznie łatwiej niż wtedy, gdy były przedszkolakami. To moje dochodzenie do wolności jest stopniowe, każdego dnia uczę się, że dzieci są coraz bardziej samodzielne, np. wracają same ze szkoły, że nie muszę organizować dla nich opieki. Mój świat zaczyna się rozszerzać, mogę podróżować i sama, i z nimi. Zaczynamy wychodzić ze świata dziecięcego i razem odkrywamy nowe światy.

Agnieszka Podolecka: Uprawiasz jogę. Czy joga jest dla ciebie systemem filozoficznym, czy interesują cię jedynie ćwiczenia?

Paulina Holtz: Niestety nie zagłębiłam się jeszcze wystarczająco w filozofię jogi. Na razie są to dla mnie ćwiczenia pozwalające zachować dobry stan ciała, ducha i umysłu. Wykonując prawidłowo asany, czyli pozycje jogi, wchodzimy poniekąd w system filozoficzny, ponieważ musimy skupić się na tym, co jest tu i teraz. Odpowiedni oddech i pozycja podczas minimedytacji to wejście w głąb siebie. Ćwiczenia wraz z medytacją pomagają mi uspokoić się, nabrać dystansu, stać się lepszym człowiekiem. Ciągle myślę o ukończeniu kursu na nauczyciela jogi, co oczywiście wymaga zgłębienia filozofii. Bardzo lubię uczyć innych tego, w co wierzę.

Agnieszka Podolecka: Jesteś weganką. Czy dzieci też wychowujesz na diecie wegańskiej? Próbujesz je zainteresować jogą?

Paulina Holtz: Tak, oczywiście, ale nie zmuszam ich do niejedzenia mięsa. Jestem osobą, która bardzo nie lubi mówić innym, jak mają żyć. Dzieciom staram się dawać dobry przykład, zamiast im coś nakazywać lub wygłaszać kazania. Sama byłam tak wychowywana przez moją mamę. Opowiadam dziewczynkom, dlaczego zdecydowałam się na dietę wegańską, z nadzieją, że kiedyś się do niej przekonają. Świadomość Tosi i Marcysi pochodzi z pytań typu: "Mamo, dlaczego tak wybrałaś", i z odpowiedzi, jakich udzielam. Gdybym im narzuciła weganizm, pewnie by się podporządkowały, ale nie miałyby przekonania, więc wcześniej czy później odrzuciłyby go. Wolę, by zdecydowały same, zwłaszcza że to będzie się wiązało z dużymi konsekwencjami. Na przykład będą musiały nauczyć się jeść produkty, które teraz nie za bardzo im smakują: ciecierzycę, fasolę, soję. Kiedyś córki poprosiły o wegetariański catering w szkole. Niestety te smaki były dla nich zbyt obce, więc po miesiącu zrezygnowały. Niemniej ważne jest dla mnie to, że podjęły próbę. W naszej lodówce nie ma mięsa, ale czasami ich tata gotuje mięsne dania.

Generalnie jednak w domu dzieci jedzą potrawy wegetariańskie. Staram się przyrządzać dania, które lubią: naleśniki, placki, makarony. Wtedy zastępuję składniki odzwierzęce produktami wegańskimi i jem razem z nimi. Wiedzą więc, że dania wegańskie mogą być pyszne. Jeśli zaś chodzi o jogę, to czasem ze mną ćwiczą. Niedawno zobaczyłam ze zdziwieniem, że jedna z córek medytuje. Powiedziała, że jest zdenerwowana i chce się uspokoić. Bardzo mnie to ucieszyło. Leżała na podłodze w trochę dziwnej pozycji, ze złączonymi stopami i rozrzuconymi rękoma, ale najwyraźniej było jej tak wygodnie. Puściła sobie muzykę medytacyjną, zamknęła oczy i głęboko oddychała. Prawie się rozpłakałam ze wzruszenia, że wybrała taki sposób, by się odprężyć. Wierzę, że to, co moje córki widzą w domu, przełoży się w przyszłości na ich poglądy i stosunek do świata. Wierzę, że dając dobry przykład, kształtuję dobrych ludzi. I mam na to dowody już teraz.

Agnieszka Podolecka: Jakie to dowody?

Paulina Holtz: Dziewczynki często mówią mi, że gdy będą dorosłe, zaczną działać w instytucjach charytatywnych, jak mama. Wtedy od razu robi mi się ciepło na sercu, bo skoro one widzą w pracy charytatywnej wartość, to znaczy, że wychowuję dobrych ludzi. Dziewczynki angażują się w różne akcje i sprawia im to ogromną radość. Ostatnio poszłyśmy z moją starszą córką do fryzjera, aby obciąć długo zapuszczane włosy. Tosia postanowiła je przekazać fundacji Rak'n Roll na peruki dla osób po chemioterapii. To były dla nas wszystkich ogromne emocje. Obie dziewczynki wzięły też ze mną udział w akcji CWIF, która miała na celu uświadomienie ludziom, w jak strasznych warunkach przechowywane są rozpłodowe świnki. Regularnie oddajemy ubrania potrzebującym, bierzemy udział w Szlachetnej Paczce.

Agnieszka Podolecka: Jak jeszcze działasz charytatywnie?

Paulina Holtz: Bardzo różnie. To zależy w dużej mierze od instytucji, które się do mnie zwracają, i od projektów, które realizują. Obecnie ze wspaniałą inicjatywą wystąpiła fundacja Daj Herbatę. Założyła ją dziewczyna, która nie mogła znieść widoku zmarzniętych bezdomnych, więc przywoziła im gary gorącej herbaty, by mogli się rozgrzać. Teraz powstała platforma, która umożliwia oddanie ubrań i zbędnych rzeczy z przeznaczeniem na sprzedaż. Za pozyskane pieniądze fundacja buduje schronisko dla bezdomnych. Mam wielką nadzieję, że ten projekt wypali. Wiele lat współpracowałam z fundacją Matio, która zajmuje się chorymi na mukowiscydozę. Prowadziłam kilka imprez, by zebrać środki na pomoc chorym i szerzyć wiedzę na temat tej najczęstszej z rzadkich chorób genetycznych. Ale, szczerze mówiąc, opowiadam o tym tylko po to, żeby wiedza na temat tych fundacji poszła w świat, bo sens pomagania nie leży w mówieniu o tym, jak super pomagam, prawda? Trzeba robić swoje.

Agnieszka Podolecka: Jesteś aktorką. Czy budując postać, zwłaszcza bardzo odmienną od siebie, uczysz się również empatii? Bo przecież musisz ją rozumieć, odczuć jej motywację, często usprawiedliwić zachowania, których nie lubisz. Jak to na ciebie wpływa?

Paulina Holtz: Myślę, że jeśli ktoś nie jest empatyczny, to będzie mu bardzo trudno w tym zawodzie. Aktorów cechuje szczególny rodzaj empatii, niekoniecznie ukierunkowanej na działanie, pomaganie innym. Jest to raczej zdolność do współodczuwania, współprzeżywania, obserwacji. A jeśli tego nie masz? Nie wiem... Chyba nie da się wtedy być dobrym aktorem. Ja odwróciłabym twoje pytanie. Zaczęłabym od tego, że musisz mieć empatię, by zostać aktorem. Zawód cię tego nie nauczy.

Agnieszka Podolecka: Zaczęłaś swoją karierę filmową dość młodo i od razu oglądały cię miliony ludzi.

Paulina Holtz: I Bogu dziękuję, że nie stało się to teraz, bo mogłoby to być naprawdę straszne. Dawniej było łatwiej, normalniej.

Agnieszka Podolecka: Wskutek popularności wielu młodych aktorów traci kontrolę nad swoim życiem. Jak było z tobą?

Paulina Holtz: Miałam 20 lat, gdy zaczęłam grać w "Klanie", więc na szczęście nie byłam już dzieckiem, ale oczywiście byłam bardzo młoda. Dość długo nie zdawałam sobie sprawy z własnej popularności, aż w końcu zauważyłam, że co trzecia osoba na ulicy wie, kim jestem. Gdyby to było dzisiaj, pewnie już dawno uciekłabym do jakiegoś aśramu w Indiach, nie zostawiając adresu. Obecny świat z Facebookiem, prasą brukową i portalami plotkarskimi, których wtedy nie było, jest straszny. Nie możesz kichnąć, by wszyscy się o tym nie dowiedzieli. W tej chwili niewiele osób ma taką popularność, jaką mieli aktorzy "Klanu" 15-20 lat temu. Nas przez 5 dni w tygodniu oglądało codziennie 10 mln ludzi

Agnieszka Podolecka: Myślę, że dla wielu z nich byliście rodziną, oni żyli waszym życiem. Rozbawiło mnie, że zaproponowałaś spotkanie na Sadybie, bo przecież w tej dzielnicy mieszkała twoja filmowa rodzina.

Paulina Holtz: Tak, ten dom jest nawet niedaleko stąd i choć już od dawna nie kręcimy w nim serialu, czasem ktoś go fotografuje. Dawniej istniała tak zwana popularność uliczna, za nękaniem aktorów nie stał, jak dzisiaj, cały wielki przemysł. Paparazzi nie koczowali pod naszymi mieszkaniami i nie zarabiali na naszych zdjęciach. Dzisiaj wszystko, co dotyczy ludzi będących na topie, natychmiast jest komentowane w internecie i bywa przedmiotem hejtu. Nie wiem, jak sobie radzą młode, wrażliwe osoby. Mnie było łatwiej również dlatego, że pochodzę z rodziny aktorskiej, więc wiedziałam, czym jest aktorstwo. Nie miałam poczucia, że złapałam Pana Boga za nogi. Dla mnie to był zwykły zawód, który znałam od dziecka, bo często odrabiałam lekcje w teatrze. Gdy zaczęłam grać w "Klanie", byłam amatorką, nie miałam odpowiedniego wykształcenia. Dopiero potem poszłam do szkoły teatralnej i cztery lata później stałam się zawodowcem. Moja mama ciągle mi powtarzała, że skoro chcę być aktorką, to muszę skończyć szkołę teatralną, by mieć narzędzia i opanować warsztat pracy, jak w każdym zawodzie.

Agnieszka Podolecka: Jesteś osobą bardzo zajętą, co podkreślałaś kilka razy. Jesteś też świetnie zorganizowana, jak większość matek. Czy w twoim życiu jest czas na szaleństwo?

Paulina Holtz: Mam go coraz więcej!

Agnieszka Podolecka: Bo dzieci dorastają?

Paulina Holtz: Nie tylko dlatego. Ja po prostu uczę się odpuszczać pewne sprawy i poświęcać czas na realizację szalonych marzeń. Jestem jedynaczką wychowaną wśród dorosłych, od najmłodszych lat podpatrywałam ich zachowania i uczyłam się. Może dlatego już jako dziecko byłam bardzo odpowiedzialna i wszystko chciałam mieć pod kontrolą. Nie piję, nigdy nie pociągały mnie narkotyki, zawroty głowy po alkoholu bardziej mnie niepokoją, niż radują. Zawsze dążyłam do tego, by panować nad sobą i swoim życiem, uważałam, że sama wszystko zrobię najlepiej. A teraz z radością uczę się cedowania obowiązków na innych, na przykład na mojego partnera czy nianię moich córek. Nauczyłam się też, że nie muszę wszystkiego robić od razu. Nic się nie stanie, jeśli nie posprzątam czegoś dzisiaj. Czasami kończy się to tym, że nierozpakowane walizki stoją pod ścianą kilka tygodni, ale za to ja mam czas na długi spacer z psem. Nie odczuwam ciśnienia, by mój dom błyszczał czystością bardziej niż wszystkie dookoła. Wolę sobie w tym czasie sprawiać przyjemności.

Agnieszka Podolecka: I jakie to są przyjemności? Jakie szaleństwa?

Paulina Holtz: Na przykład takie, że wyjechałam na tydzień do Barcelony na festiwal tańca na wrotkach. Uwielbiam jazdę na wrotkach, chciałam więc nauczyć się na nich tańczyć. Moja doba w Barcelonie wyglądała tak: do późnej nocy spędzałam czas na ulicznych imprezach wrotkowych, potem krótko spałam, jadłam śniadanie, po czym znów wychodziłam na wrotki. I tak przez cały tydzień. Było cudownie! Zrealizowałam szalone marzenie!

Agnieszka Podolecka: Jesteś znana z tego, że starasz się żyć holistycznie i zdrowo. Co to oznacza w twoim przypadku?

Paulina Holtz: Gdy czuję na przykład, że zagalopowałam się w pracy, patrzę w kalendarz i mówię sobie: "mogłabym to zrobić, ale to by oznaczało, że nie będę miała dwóch godzin na spacer z dziećmi i psem, więc jednak jutro nie mogę, mogę za to pojutrze". Uczę się, jak zachować równowagę między pracą, obowiązkami i przyjemnością. Staram się znajdować czas na robienie sobie przyjemności i spełnianie zachcianek oraz na nicnierobienie, co w moim przypadku oznacza leżenie w wannie i czytanie książki lub długi spacer. Zależy mi również na tym, by czas spędzany z rodziną był dla nas wszystkich wartościowy, niezależnie od tego, czy jest to spacer, czy wizyta u dziadków. Chodzi o prawdziwe bycie razem. Chcę, aby wszyscy uważnie słuchali się nawzajem i szczerze ze sobą rozmawiali.

Skoro o tym mowa... Niezwykła rzecz spotkała mnie w Nowym Jorku. Poznałam tam Monikę, Polkę, która jest policjantką. Jej teść został kiedyś postrzelony i nie umiał się porozumieć z policją. Pomyślała, że to nienormalne, żeby w tak dużym skupisku Polonii nie było żadnego policjanta, który zna język polski, więc wstąpiła do policji. Na warsztaty dla dzieci, które prowadziłam, jechała ze swoją rodziną ponad godzinę! Na koniec podziękowała mi za wspólny czas, za to, że mogli pobyć ze sobą i innymi ludźmi we wspólnej przestrzeni, dzielić się uważnością. To dało mi do myślenia. Jak bardzo jesteśmy nieuważni na co dzień? Nawet gdy przebywamy z kimś w jednym pokoju, często nie słuchamy, co ta osoba mówi. I tu wracamy do empatii, do zrozumienia drugiego człowieka. Dla mnie ważna jest właśnie ta umiejętność słuchania, prawdziwego bycia z drugim człowiekiem. Uwielbiam ludzi, lubię poznawać ich historie. Ludzie mnie ciekawią. Wydaje mi się, że holistyczne podejście do życia to myślenie o sobie w obrębie pewnych punktów odniesienia. Tymi punktami są inni ludzie, wydarzenia, idee.

Agnieszka Podolecka: Masz jakieś niezrealizowane jeszcze marzenia?

Paulina Holtz: Wspiąć się na Kilimandżaro. Widzisz, Afryka mnie pociąga! Moim wielkim marzeniem jest również zdobycie uprawnień nauczyciela jogi. Mam jeszcze jedno pragnienie: dom w górach, gdzie mogłabym się schować przed zgiełkiem świata. Mały domek, jeszcze nie wiem w jakich górach, ale na pewno polskich. Może powinnam doprecyzować lokalizację, to marzenie łatwiej się spełni?

Autor publikacji:
Dr Agnieszka Podolecka

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 1/2019
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny