CRISPR w domu? Dopalacze DNA to nie bajka

Na 25 listopada 2017 r. "Mad" (szalony) Mike Hughes, sponsorowany przez Towarzystwo Płaskiej Ziemi, zaplanował lot własnoręcznie skonstruowaną rakietą w celu zdobycia dowodów na rządową konspirację odnośnie do kształtu naszej planety.

09 styczeń 2018
Artykuł na: 6-9 minut
Zdrowe zakupy

Ostatecznie dziewiczy lot nie doszedł do skutku, ponieważ właściciel terenu, z którego miał odbyć się start, cofnął zgodę, a sam pojazd rozpadł się przy próbie załadunku na przyczepę. Mogłoby się wydawać, że lot rakietą zbudowaną w garażu przez człowieka, który chce wykazać, że nauka i matematyka to stek bzdur, jest szczytem szaleństwa. Jednak Josiah Zayner udowadnia, że poprzeczkę tę da się zawiesić jeszcze wyżej. "Szalony" Mike przynajmniej planował zabrać ze sobą spadochron.

Z nieskrywaną radością czytam o kolejnych zwycięstwach medycyny w walce z chorobami i zaburzeniami genetycznymi dzięki metodzie CRISPR (ang. Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats). To mechanizm obronny niektórych organizmów jednokomórkowych: pozwala im na wycięcie za pomocą specjalnych enzymów fragmentów DNA obcego pochodzenia (pojawiających się podczas infekcji). Wykorzystująca to zjawisko technologia polega na wycięciu fragmentu DNA i zastąpieniu go pożądaną sekwencją. Kilka zastrzyków i oto pacjent nie ma już problemów z krzepliwością krwi albo łuszczycą. Zabawa w Pana Boga, jak mawiała moja babcia, ale przecież CRISPR służy ratowaniu ludzkiego życia - tak przynajmniej myślałam jeszcze niedawno…

Kilka tygodni temu przeczytałam w "New Scientist" o niejakim Josiah Zaynerze, który po prostu przeprowadził sam na sobie zabieg z wykorzystaniem technologii CRISPR. W warunkach domowych. I to nie po to, aby wyleczyć się z ciężkiej choroby, lecz by mieć muskulaturę rozbudowaną jak krowa rasy belgijskiej niebieskiej! Postanowił, że wyłączy u siebie gen odpowiedzialny za hamowanie rozrostu tkanki mięśniowej. Nie jest jedyny. Przybywa tak zwanych biohakerów, którzy eksperymentują na sobie. Technologia CRISPR jest faktycznie tak prosta, że wystarczy mieć kilka substancji i przyrządów oraz znać algorytm postępowania, aby w domowym zaciszu wyleczyć się z daltonizmu, a nawet zacząć widzieć w ultrafiolecie, co leży w planach Richa Lee.

Po lekturze artykułu zaczęliśmy z mężem zastanawiać się, czy chcielibyśmy, aby nasz syn pewnego dnia wrócił ze szkoły, zamknął się w pokoju i próbował edytowaniem genów zmniejszyć różnice w wyglądzie między jego jeszcze rozwijającym się ciałem a ulubionym aktorem lub sportowcem.

Co prawda biohakerzy twierdzą, że ich ciała należą tylko do nich i mogą z nimi robić, co im się podoba, jednak to samo mogłyby powiedzieć osoby zażywające dopalacze lub narkotyki. Zresztą porównanie z dopalaczami od razu przyszło mi na myśl, kiedy przeczytałam, że Zayner stworzył firmę, która będzie sprzedawać zestawy "zrób to sam" - oczywiście z oznaczeniem, że nie należy eksperymentować na sobie. A na dopalaczach podobno znajduje się informacja, że produktu nie wolno spożywać.

Co na to amerykańska Agencja Żywności i Leków? Milczy skonfundowana, ponieważ zestaw Zaynera nie jest de facto lekiem ani nawet suplementem, a zatem przeprowadzenie zabiegu na samym sobie jest jak najbardziej legalne (bo nie jest zakazane). Ale czy jest etyczne? Dopiero odkrywamy możliwości technologii CRISPR i chociaż jest ona dziecinnie prosta, nikt nie powie, że jednocześnie jest całkowicie bezpieczna, ponieważ na wielu polach nie została jeszcze sprawdzona.

A może w tym tkwi sekret? Eksperymenty na ludziach są zakazane, poza klinicznymi badaniami na ochotnikach, odbywającymi się z poszanowaniem pewnych praw i ustalonych reguł. Osoby, które zdecydują się zakupić "domowy zestaw" do edycji genów i przeprowadzą na sobie zabieg, chcąc nie chcąc, stają się królikami doświadczalnymi, a środowisko naukowe zyskuje wiedzę, której w żaden etyczny sposób nigdy by nie zdobyło. Czy to jednak jest warte ewentualnego dramatu osób, u których zmiana nie przebiegła prawidłowo, a może wręcz wymknęła się spod kontroli?

Co ciekawe, mamy tu do czynienia z sytuacją, w której życie dogania fikcję. W serialu dla młodzieży "Batman - 20 lat później", emitowanym w latach 90., w liceum, do którego chodził bohater, pojawiła się terapia genowa - stosowano ją jednak w celu zmiany wyglądu i wywarcia wrażenia na rówieśnikach. Nastolatkowie dorabiali sobie gadzie oczy czy mięśnie jak u byka. Płacili za to własnym zdrowiem. Ostatecznie firma oferująca te usługi została zamknięta i zeszła do podziemia, a edycja genów stała się domeną gangsterów. Czy w prawdziwym świecie uda nam się uniknąć podobnego scenariusza?

(cj)

Od Redakcji

W lutym 2018 r. magazyn The Atlantic opublikował wywiad z Josiah Zaynerem. Mężczyzna przyznał, że nie spodziewał się, iż transmitowany na żywo zabieg CRISPR, który miał mu pomóc budować masę mięśniową, zachęci inne osoby do wstrzykiwania sobie substancji o niepotwierdzonej klinicznie skuteczności, jak chociażby leku na HIV czy opryszczkę okolic intymnych. Zayner nie wątpi, że takie zachowanie entuzjastów biohackingu może w końcu doprowadzić do przykrych konsekwencji.

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 1/2018
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny