Pierwsza miłość

Okres nastoletni to zwykle czas pierwszych poważnych miłości. Jak wspierać swoje dziecko, gdy zaangażuje się uczuciowo, bez naruszania jego niezależności, ale z poczuciem, że sprawujemy nad nim dyskretną pieczę - rozmawiamy z Anną Tulczyńską, psychologiem z Warszawskiej Grupy Psychologicznej, specjalizującą się w psychoterapii i psychologii wychowawczej.

15 marzec 2016
Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

OCL: Kiedy młodzi ludzie zazwyczaj zakochują się po raz pierwszy?

Anna Tulczyńska: Krótkie, choć częste wybuchy uczucia - takie sztuczne ognie, fajerwerki - zdarzają się już wśród uczniów gimnazjów. Ale są to zwykle burzliwe, niezbyt długie relacje: obiekt uczuć bywa zmienny, a emocje bardzo silne. Stabilniejsze związki przypadają raczej na okres liceum.

Anna Tulczyńska, psycholog z Warszawskiej Grupy Psychologicznej, specjalizującą się w psychoterapii i psychologii wychowawczej.

OCL: Rodzice często się niepokoją, że za wcześnie, że jeszcze nie teraz, bo matura, studia, zdobycie zawodu, znalezienie pracy... Ale pierwsza miłość w tym wieku jest dla ludzi czymś bardzo naturalnym?

Anna Tulczyńska: Pierwsze związki, nawet te krótkie i burzliwe, to doskonała nauka, jak w ogóle być z kimś w związku, jak sobie radzić z różnymi kryzysami, zawirowaniami, zazdrością, czyli tym wszystkim, co łączy się z bliską relacją. Jeżeli tego nie potrenuje się w młodości, to wtedy, kiedy przyjdzie ten poważny związek na długie lata, może być bardzo trudno, bo wszystkiego trzeba uczyć się od początku.

"Relacyjny trening" we wczesnej młodości sprawia, że gdy nadejdzie czas na szukanie partnera lub partnerki na stałe, można się do czegoś odnieść: do wiedzy i doświadczenia z przeszłości. Wtedy wiemy już choć trochę, jak dbać o relację, czego się wystrzegać, jakich błędów nie popełniać itp.

OCL: Czyli pierwsza miłość to trening przed poważnym związkiem. Ile zwykle trwa takie zauroczenie?

Anna Tulczyńska: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Bo bywa bardzo różnie. Czasami związek zaczyna się zauroczeniem i na zauroczeniu kończy, ale często zmienia się w coś bardzo trwałego, nawet na całe życie. Ja jestem tego najlepszym przykładem - swojego męża poznałam na początku liceum i jesteśmy małżeństwem 15 lat.

Nie lekceważyłabym więc tych pierwszych relacji, bo bez względu na czas ich trwania, zaangażowanie i emocje są zawsze prawdziwe. Podchodząc w sposób lekceważący do pierwszej miłości swojego dziecka, na pewno nie zyskamy jego szacunku i zaufania.

Nie można przesadzać też w drugą stronę. Te decyzje powinnyśmy zostawić najbardziej zainteresowanym i dyskretnie wspierać swoją pociechą, zarówno gdy jest szczęśliwie zakochana, jak i gdy boryka się z nieszczęśliwą miłością czy jej dotychczasowa relacja rozpadła się.

OCL: A jeśli niewiele wiemy o związku swojego syna lub córki, choć zdajemy sobie sprawę, że z kimś się spotyka? Czy mamy prawo domagać się informacji na ten temat?

Anna Tulczyńska: Pytanie brzmi, dlaczego nic czy też niewiele wiemy? Może w ogóle rzadko rozmawiamy ze swoim dzieckiem. Albo tylko wtedy, gdy coś zaczyna się dziać, coś nas niepokoi. Na przykład dopiero na wakacjach czy późnych powrotów do domu zaczynamy rozmowę, w rodzaju: "Muszę z tobą porozmawiać, bo chyba się zakochałaś/eś, nie wracasz do domu na czas, gorzej się uczysz" itd.

Wtedy jednak są małe szanse, że taka rozmowa dobrze wyjdzie. Trzeba mieć czas dla swojego dziecka na co dzień, rozmawiać z nim, słuchać, co ma nam do powiedzenia. I wtedy z dużym prawdopodobieństwem będziemy wiedzieć, co na bieżąco dzieje się w jego życiu. Kiedy mamy dobrą relację z młodym człowiekiem, to jest bardzo prawdopodobne, że przyjdzie do nas i powie: "Zakochałam/łem się".

W takiej sytuacji możemy go mądrze wspierać w tym uczuciu. Jednak podobnego wyznania nie usłyszy raczej rodzic, który kontakt z dzieckiem ogranicza do zdawkowych pytań: "Co w szkole?", "Jak klasówka?", "Dlaczego trzy z plusem, a nie piątka?". Żeby sensownie zareagować na pierwszy związek swojego dziecka, w ogóle trzeba sensownie reagować na wszystko, co dzieje się w jego życiu.

Większość rodziców zwykle nie docenia swoich nastoletnich dzieci i ich potrzeby rodzicielskiej miłości i uznania.

Poniżej prezentujemy odpowiedzi nastolatków na pytanie "Na czyim uznaniu zależy Ci najbardziej" i przewidywania rodziców, dotyczące odpowiedzi młodych ludzi (wg CBOS, 1998 i badań Joanny Szymańskiej, psychologa z Instytutu Psychologii Zdrowia).

OCL: Czy to dobry pomysł, by zaprosić miłość swojego dziecka na wspólny obiad? A jeśli ono nie chce przyprowadzać swojej sympatii do domu? Niepokoić się w takiej sytuacji?

Anna Tulczyńska: To zależy przede wszystkim od potrzeb naszego dziecka. Na pewno dobrze dać mu znać, że jesteśmy otwarci, zainteresowani, że chętnie poznamy… Ale też bym specjalnie nie naciskała: "no pokaż, no przyprowadź, no zaproś na niedzielny obiad".

A jeśli się niepokoimy? W takiej sytuacji powiedziałabym o tym dziecku, bo i tak tego uczucia nie zamaskujemy. Będzie pojawiać się zawsze, np. w formie złośliwych komentarzy, dociekliwych pytań lub nadmiernych zakazów, gdy nasza pociecha zechce spotkać się ze swoim wybrankiem czy wybranką, wyjść razem do kina, czy na imprezę.

Można też szczerze zapytać, dlaczego nie chce przyprowadzać swojej sympatii do domu: czy się czegoś obawia (np. że powiemy coś kompromitującego), czy czegoś wstydzi (np. że mama wkroczy w wałkach do jego pokoju).

Jeśli młody człowiek potrafi otwarcie rozmawiać z rodzicami, to powinien być w stanie wyartykułować swoje obawy i obiekcje co do potencjalnego zachowania rodziców.

Gdy jednak rodzice zareagują oburzeniem w stylu: "Jak możesz się nas wstydzić", to raczej mogą zapomnieć o dalszej szczerej relacji.

Zresztą zazwyczaj dziecko, jeżeli sensownie z nim pogadamy, chętnie nam przedstawi swoją miłość, choćby po to, żebyśmy bez robienia problemu puszczali go na wspólne wyjścia, wyjazdy, imprezy.

OCL: A kiedy poznany partner lub partnerka wydaje nam się człowiekiem niewłaściwym, to czy mamy prawo zabronić takiej relacji?

Anna Tulczyńska: A czy my jesteśmy w ogóle w stanie czegoś zabronić nastolatkowi?! Na pewno nie można powiedzieć: "Zabraniam ci spotykać się z nim (nią), bo tak". Prawdopodobieństwo, że nasze dziecko zerwie podejrzaną dla nas relację, jest bliskie zeru, a prawie na 100% da się przewidzieć, że oddali się od nas.

Sympatia naszego potomka ma się podobać przede wszystkim jemu, a nie nam. Ale jeśli widzimy w tej znajomości jakieś prawdziwe zagrożenia: narkotyki, ryzyko porzucenia szkoły czy łamania prawa, to powinnyśmy szczerze z nim porozmawiać, powiedzieć, czego się boimy. Warto wtedy potraktować je po partnersku, mówiąc np.: "Mogę się mylić, ale w twojej dziewczynie (twoim chłopaku) widzę to i to… Zwróć uwagę, przyjrzyj się...".

OCL: Nasz nastoletni syn lub córka zwierza się nam, że myśli o rozpoczęciu współżycia seksualnego. Jak na taką informację zareagować?

Anna Tulczyńska: Jeśli dziecko w ogóle samo zaczyna taką rozmowę, to gratuluję rodzicom, że mają z nim taki świetny kontakt. To zdarza się niezwykle rzadko, nawet gdy relacje między nimi są bardzo dobre. Takim wydarzeniem pobudzającym wyobraźnię rodziców często bywa pierwszy, wspólny samodzielny wyjazd. A jak reagować? To trochę zależy od światopoglądu rodziców.

W niektórych rodzinach rodzice rozmawiają o antykoncepcji, np. proponują córce wizytę u ginekologa, w innych - przy takich okazjach - przypominają o wyznawanych zasadach, np. że wstrzemięźliwość seksualna aż do ślubu jest ważną wartością. Ale jeśli nastolatek nie podziela naszych zasad, to już niewiele możemy zrobić. Zwykle w tym czasie rodzice zbierają to, co wcześniej zasiali… Córka może np. skłamać, że wyjeżdża z koleżanką, nie z chłopakiem.

Nie zamkniemy jej w domu. Poza tym trzeba też zdawać sobie sprawę, że późny okres dojrzewania to czas budowania swojego własnego systemu wartości, który tworzy się nie poprzez przytakiwanie i potwierdzanie wartości rodziców, ale poprzez bunt i walkę o to, co dla niego (niej) jest ważne. Te wartości mogą być zgodne z tymi wyznawanymi przez rodziców, ale nie muszą. Najważniejsze, by były samodzielnie sformułowane: to część dojrzewania i rozwoju każdego człowieka.

OCL: Jak można pomóc młodemu człowiekowi, który przeżywa nieszczęśliwą miłość? Jak pocieszyć?

Anna Tulczyńska: Przede wszystkim nie pocieszać. Mało kto zdaje sobie sprawę, że pocieszanie stanowi komunikacyjną barierę. Pocieszając, chcemy - przede wszystkim - zrobić sobie dobrze, wyregulować swoje emocje, mieć poczucie, że coś próbowałam zrobić, samej przestać czuć się taką bezradną. Zwykle w ten sposób dążymy do "zamknięcia" problemu, odsunięcia go od siebie.

Oczekujemy też, że młody człowiek w wyniku naszej pocieszycielskiej interwencji szybko stanie na nogi, przestanie się zamartwiać. Ale w takim działaniu często widać lekceważenie dla jego bólu i emocji. W ten sposób wcale nie wspieramy swojego dziecka.

OCL: Co zatem powinni robić troskliwi rodzice? Może nawiązać do swoich doświadczeń, nieszczęśliwych miłości, w rodzaju: "Ja też w twoim wieku kochałam się w takim Kaziu, a teraz już nawet nie pamiętam, jak wyglądał, tak to już w życiu jest. Na pewno szybko spotkasz nową miłość..."

Anna Tulczyńska: Przywołanie Kazia z młodości może być dobrym wstępem do nawiązania relacji, ale dalej ten przekaz zamyka drogę do naszego nieszczęśliwego nastolatka. W ten sposób unieważniamy jego uczucia, jego autentyczną rozpacz i ból.

Nie możemy ich lekceważyć, bo one są prawdziwe. Nawet jeśli niedługo nasza córka czy syn rzeczywiście zakocha się w kimś innym. Żeby choć trochę pomóc, powinnyśmy nieco inaczej rozłożyć akcenty, np.: "Ja też w twoim wieku kochałam się w takim Kaziu. Rozumiem twój ból. Co mogę dla ciebie zrobić? Może przynieść ci koc, zrobić herbaty".

W takiej sytuacji ważne jest, by dziecko widziało, że dostrzegamy jego przeżycia, że chcemy się nim zaopiekować. Namawiam rodziców, by zastanowili się, czego sami potrzebowaliby w takiej sytuacji, ale starając się przyjąć perspektywę swojego dziecka.

OCL: A jeśli ta totalna rozpacz się przedłuża? A nasze dziecko daje nam znać, że jego świat się właśnie skończył? Kiedy zacząć się niepokoić?

Anna Tulczyńska: Jeden, dwa wieczory strasznej rozpaczy nie powinny nas niepokoić, ale jeśli ten stan przedłuża się, warto zaproponować dziecku wybranie się do psychologa, mówiąc, że rozmowa ze specjalistą przyniesie mu ulgę. Jeśli nie będzie chciało, można wybrać się samemu, żeby się poradzić, jak wesprzeć syna czy córkę.

Ja jednak mam takie wrażenie, że młodzi ludzie mają już inne podejście do pomocy psychologicznej niż ich rodzice. Dla nich to często nie jest problem, a ludzie dojrzali wciąż postrzegają jakąś stygmatyzację w takim rozwiązaniu. Cały czas u pokolenia rodziców pokutuje opinia, że do psychologa chodzi się, gdy jest "coś nie tak z głową". Tymczasem do mojego gabinetu przychodzą otwarci młodzi ludzie, skłonni rozmawiać o swoich różnych - w tym miłosnych - problemach.

OCL: Czy powinniśmy się martwić, że nasze dziecko z nikim nie "chodzi", skoro łączenie się w pary w tym wieku to naturalny etap rozwoju?

Anna Tulczyńska: Trzeba być uważnym rodzicem. Takim wyznacznikiem, czy jakoś interweniować w tej kwestii, jest pojawiające się z tego powodu cierpienie. Jeśli go nie ma, to znaczy, że nie ma problemu. Nie wszyscy tzw. zadania rozwojowe realizują w ten sam sposób i w takim samym tempie. Należy unikać wścibstwa i nie dopytywać się natarczywie, dlaczego dziecko z nikim się nie spotyka. Dobre jest prawdziwe, ale delikatne zainteresowanie.

Rodzice mogą rzucać takie "wędki", zadając dyskretne pytania, ale to, czy "rybka złapie haczyk", czy nie, już nie od nich zależy. W ten sposób dziecko będzie jednak wiedzieć, że interesujemy się nim, dbamy o nie. I jeśli naprawdę będzie chciało podzielić się z nami swoimi myślami, przeżyciami czy emocjami, to będzie czuło, że ma otwartą drogę.

OCL: Na jakie zachowania rodziców nastolatki reagują najbardziej alergicznie?

Anna Tulczyńska: Przede wszystkim na wścibstwo. I dopytywanie na siłę: kto, dlaczego, na co, po co, jak itp. Lepiej stawiać pytania otwarte, na które można w różny sposób odpowiedzieć, w rodzaju: "Widziałam cię na ulicy z chłopakiem (dziewczyną), to ktoś ważny dla ciebie?". I nie obrażać się, jeśli dziecko nie odpowie nam wyczerpująco lub trochę zlekceważy nasze zainteresowanie.

OCL: A czego dorastające dzieci w tym względzie oczekują?

Anna Tulczyńska: Przestrzeni, ale też zainteresowania i uwagi rodziców. W tym trzeba być jednak ostrożnym i bacznie obserwować, czy nie posuwamy się za daleko, czy nie włazimy z butami tam, gdzie dziecko nie chce nas wpuścić. Należy też umieć się wycofać, bo granice to kwestia bardzo indywidualna, trudna do przewidzenia, zwłaszcza u nieprzewidywalnych nastolatków.

Ewa Stasiuk

Wczytaj więcej
Nasze magazyny