Syndrom sztokholmski: kiedy ofiara broni kata

Natascha Kampusch na wieść o śmierci Wolfanga Přiklopila powiedziała: "Ten człowiek był częścią mojego życia i dlatego w pewnym sensie go opłakuję". Přiklopil więził ją w swoim domu, latami gwałcił i bił. Zdołała uciec, wówczas jej oprawca popełnił samobójstwo. To najbardziej znany na świecie przykład syndromu sztokholmskiego.

08 luty 2021
Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Přiklopil porwał Nataschę w 1988 roku. Przez osiem lat dziewczyna była zdana na jego łaskę. W tym czasie, poddana terrorowi psychicznemu i fizycznemu, próbowała stworzyć relację ze swoim katem. W tej historii ona była ofiarą, on sprawcą jej cierpień - role były oczywiste. Próbując przeżyć, starała się do niego zbliżyć. To schemat zachowań znany w psychologii jako jedna ze strategii przetrwania. Dotyczy osób, które znalazły się w sytuacji zagrożenia życia, ofiar.

Syndrom sztokholmski - pochodzenie nazwy

23 sierpnia 1973 roku w Sztokholmie doszło do napadu. Napastnicy wzięli zakładników, których przetrzymywali przez pięć dni. Kiedy policja uwolniła pojmanych ludzi, ci nie chcieli zeznawać przeciwko tym, którzy ich uwięzili, bronili ich. Nils Bejerota, szwedzki psycholog i kryminolog, który został wezwany na miejsce i badał sprawę, ukuł termin "syndrom sztokholmski", który opisywał zachowanie zakładników. Relację z napadu i słowa psychologa przedrukowały gazety na całym świecie, a termin "syndrom sztokholmski" na dobre zagościł w języku.

To określenie zawsze dotyczy sytuacji, w której mamy do czynienia z ofiarą i sprawcą jej cierpienia. Jest mechanizmem obronnym - jedynym, który, zdaniem osoby doznającej krzywdy, może jej zapewnić przetrwanie. Choć jego nazwa została ukuta przez szwedzkiego kryminologa w sytuacji ekstremalnej, która dotyczyła bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia, taka psychologiczna zależność może się pojawić także w prozaicznych sytuacjach - choćby w pracy, kiedy mobbingowany przez szefa pracownik będzie go bronił, przedstawiając jako osobę, dzięki której ma pracę, może się utrzymać i - dajmy na to - spłacać kredyt.

Niezwykle często pojawia się w przemocowych związkach, kiedy osoba zależna, zdominowana - ze statystyk wynika, że w ponad 90 proc. przypadków są to kobiety - będzie usprawiedliwiała zachowania sprawcy cierpień emocjonalnych i fizycznych. To jeden z podstawowych mechanizmów dotyczących koła przemocy. Ofiara odczuwa empatię wobec sprawcy krzywdy, usprawiedliwia jego działania i zdarza się, że współpracuje z nim, by pomóc mu uniknąć kary za jego czyny.

Jak wykształca się syndrom sztokholmski?

Schemat wykształcania syndromu sztokholmskiego i jego rozwoju jest podobny, choć występują pewne różnice zależne od okoliczności. W skrajnych przypadkach, jak ten opisany w latach 70. przez Bejerota, kiedy ofiara czuje, że jej życie jest całkowicie zależne od sprawcy, który grozi jej, że ją zabije lub okaleczy, szybko podporządkowuje się jego woli. Tylko tak może przetrwać, bo to sprawca jest jedyną osobą, od której zależy jej przetrwanie. Nie ma pomocy z zewnątrz, nie ma możliwości ucieczki. Sprawcy przemocy często znęcają się nad ofiarą, torturując ją psychicznie i fizycznie.

Dochodzi do sytuacji, w której ofiara odczuwa wdzięczność w stosunku do swojego kata, kiedy ten pozwoli jej napić się wody, da jedzenie czy pozwoli skorzystać z toalety. Z czasem zaczyna odczuwać pozytywne emocje wobec człowieka, który pozbawił ją wolności i stosuje wobec niej przemoc. Wykształca się uczucie wdzięczności, więź z oprawcą, poczucie, że zrozumienia motywów jego postępowania. Często, kiedy nadchodzi pomoc, ofiara postrzega niosące ją osoby jako oprawców, zaś prawdziwego kata - jako ofiarę ich działań.

Dysonans poznawczy u podstaw syndromu sztokholmskiego

Psychologowie tłumaczą pojawienie się syndromu sztokholmskiego dysonansem poznawczym, czyli stanem napięcia, jaki powstaje na skutek rozbieżności między własnymi przekonaniami i zachowaniem. Twórca tej fundamentalnie ważnej koncepcji psychologicznej, Leon Festinger, założył, że ludzie dążą do harmonii między poglądami i zachowaniem. Wskutek pojawienia się nowej informacji lub okoliczności pojawia się sprzeczność między poglądami i zachowaniem - to właśnie dysonans.

To nieprzyjemny stan, który przypomina popęd, na tyle trudny dla organizmu, że dąży on ze wszystkich sił do jego usunięcia. W sytuacji, kiedy pojawia się syndrom sztokholmski, działa taki właśnie mechanizm: początkowo oczywiste są negatywne uczucia wobec sprawcy sytuacji, w której znajduje się ofiara, z czasem jednak każdy przejaw w miarę normalnej, ludzkiej interakcji jest odbierany przez ofiarę jako dobry uczynek ze strony kata. Wówczas ofiara zaczyna odczuwać pozytywne emocje, a by pozbyć się dysonansu, zaczyna postrzegać oprawcę jako sojusznika, przyjaciela, nie zaś jako osobę, która jest źródłem jej cierpień.

Syndrom sztokholmski pojawia się w rozmaitych sytuacjach, od skrajnych okoliczności, jak porwanie czy uwięzienie, po codzienne sytuacje - choćby w związku. Stwierdza się go u członków sekt, zakładników, jenców wojennych, ale także ofiar mobbingu, wykorzystywania seksualnego, kazirodztwa, przemocy domowej i w toksycznych związkach.

Jak rozpoznać syndrom sztokholmski?

Organizacje zajmujące się pomocą ofiarom przemocy, w których zatrudnieni są psychologowie i eksperci potrafiący rozpoznać traumę, zespół stresu pourazowego, a przede wszystkim doskonale znają mechanizm przemocy, pomagają zauważyć, kiedy u danej osoby występuje syndrom sztokholmski. Pierwszy symptom, który powinien być dzwonkiem alarmowym, to fakt, że ofiara nie wie, że dzieje jej się krzywda. W sytuacji przemocy domowej - ze statystyk policji wynika, że w ponad 90 proc. przypadków ofiarą padają kobiety - ofiara bagatelizuje swoją sytuację, mówi, że skoro partner jest bardzo zazdrosny, to znaczy, że kocha, a jego przemocowe zachowanie stara się nie tylko rozumieć, ale także usprawiedliwić.

Mówi na przykład, że partner ma problemy w pracy, jest pod wpływem stresu, pojawiają się argumenty o jego trudnym dzieciństwie czy traumie, której doświadczył w przeszłości. Jeśli mamy do czynienia z mobbingiem, doświadczający przemocy pracownik będzie argumentował, że wprawdzie odbiera emaile od szefa o drugiej w nocy i ma mnóstwo nadgodzin, ale to "bardzo ważny projekt", a sytuacja jest "tymczasowa".

Często zdarza się, że ofiara podziela punkt widzenia oprawcy, staje po jego stronie i go broni. Kobiety będące w przemocowych związkach rzadko składają doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się fizycznego i psychicznego nie tylko ze strachu przed reakcją partnera i jego akcjami odwetowymi, ale także dlatego, iż nie chcą, by spotkała go kara. Nie chcą "niszczyć mu życia“. To powód, który w rozmowach z ofiarami pojawia się nadzwyczaj często.

Jak pomóc ofierze toksycznej relacji?

Często także zdarza się, że ofiara - która nie wie o tym, że jest ofiarą - nie tylko nie będzie chciała pomocy, ale też będzie negatywnie reagowała na wszelkie próby uświadomienia jej, w jakiej sytuacji się znajduje. Może pojawić się agresja. Terapeuci specjalizujący się w pomocy ofiarom przemocy apelują, by zawsze stać po stronie ofiary i szanować każdą decyzję, którą podejmie, dać jej czas. I przede wszystkim - wierzyć, traktować poważnie, nie zmuszać do przyjęcia własnego punktu widzenia, nawet, jeśli przemoc dla osoby z zewnątrz jest ewidentna. Istotne jest także, by - jeśli próby pomocy nie powiodą się - nie odwracać się od osoby doświadczającej przemocy. To najgorsze, co można zrobić.

Osobie, która nie doświadczyła przemocy, a więc nie wie, z jak obniżoną samooceną, poczuciem utraty sprawczości oraz bezsilnością się to wiąże, trudno postawić się w takiej sytuacji i zrozumieć zachowania ofiary. Terapeuci podkreślają, że trzeba pamiętać o podstawowych zasadach: ofiara jest przekonana, że jej życie zależy od sprawcy i bez niego sobie nie poradzi, dlatego nie myśli nawet o ucieczce. Uważnie obserwuje sprawcę, a wszelkie przejawy normalnego zachowania wyolbrzymia, mówiąc na przykład, że to taki świetny mąż, bo zrobił obiad lub odebrał dziecko ze szkoły. Nie ma własnej perspektywy, bo nie skupia się na swoich odczuciach, podziela natomiast perspektywę sprawcy.

Fazy przemocy w toksycznej relacji

Przemoc dzieje się w określonym cyklu. To koło przemocy opisała amerykańska psycholożka Leonora E. Walker, która wyróżniła trzy fazy: fazę narastania napięcia, ostrej przemocy i fazę miodowego miesiąca.

  • Dla pierwszej fazy - narastania napięcia - charakterystyczne jest pojawienie się coraz częstszych sytuacji konfliktowych. Partner jest często rozdrażniony, wybuchowy, nie panuje nad sobą. Szuka pretekstu do wszczęcia kłótni, a winą za swoje zachowanie obarcza partnerkę. Specjaliści podkreślają, że tej fazie przemocy często towarzyszy nadużywanie przez partnera alkoholu lub przyjmowanie substancji psychoaktywnych.

  • W fazie ostrej przemocy dochodzi do eskalacji niewłaściwych zachowań partnera. Wszystko jest pretekstem do awantury, wybuchy gniewu stają się coraz częstsze. Agresja przybiera wymiar słowny i - często - fizyczny. Ma na celu poniżenie ofiary, podporządkowanie jej swojej woli, uzyskanie poczucia władzy i kontroli. W tym czasie kobieta - ofiara - stara się robić wszystko, by uspokoić sytuację. Stara się nie dostarczać parnterowi żadnych powodów do niezadowolenia, chodzi na palcach, stara się "nie prowokować". Taka strategia nie przynosi efektu, bo to nie zachowanie ofiary jest źródłem przemocy i agresji. Sytuacja przewlekłego stresu, w jakiej znajduje się ofiara, ma szereg następstw psychologicznych. Może pojawić się apatia, lęk, depresja. Tym chorobom towarzyszą często objawy somatyczne. Warto podkreślić, że dominującym uczuciem, z którym mierzy się ofiara przemocy, jest obezwładniający wstyd - że to dzieje się właśnie w jej domu, że nie potrafi się obronić, że "coś jest z nią nie tak". Dlatego na każdym kroku trzeba podkreślać, że odpowiedzialność za przemoc zawsze leży po stronie osoby, która ją stosuje.
  • Po fazie ostrej przemocy następuje tzw. "miodowy miesiąc". To czas, kiedy sprawca zdaje sobie sprawę, że przekroczył granice, ale na usprawiedliwienie swojego zachowania znajduje dziesiątki wytłumaczeń. Przeprasza, obiecuje poprawę, kupuje kwiaty i prezenty. Mówi, że zrobi wszystko, żeby tylko partnerka się nie gniewała i nie porzucała go. Zaczyna zachowywać się jak inna osoba, staje się miły, czuły. Kobieta chce wierzyć, że to trwała zmiana. Często zdarza się, że wówczas wycofuje się z podjętych kroków prawnych, bo wierzy, że tym razem się uda - sprawca przecież szczerze żałuje, obiecuje poprawę i widocznie zmienił swoje zachowanie. Przemoc ustała.

Niestety, faza miodowego miesiąca zawsze mija, przemoc zatacza krąg i cały cykl zaczyna się do nowa. Kolejne incydenty są coraz bardziej gwałtowne, cykle coraz krótsze. Faza miodowego miesiąca jest szczególnie skomplikowana i ma ogromny wpływ na ofiary, które w czasie jej trwania zaczynają wierzyć, że przemoc już nie będzie miała miejsca. Dzieje się wręcz przeciwnie - przemoc powraca, za to z czasem faza miodowego miesiąca i względnego spokoju znika zupełnie, pozostają tylko dwie fazy: narastania napięcia i ostrej przemocy. Stają się one też coraz bardziej gwałtowne.

Zadzwoń po wsparcie

Pomoc osobie trwającej w toksycznym związku jest niezwykle trudna. Kiedy widzimy sygnały ostrzegawcze - jak choćby izolowanie ofiary od rodziny i przyjaciół czy zmiany w zachowaniu przyjaciółki - warto skonsultować się z terapeutą, by wiedzieć, jak skutecznie pomóc. W Polsce istnieje wiele organizacji, które specjalizują się w pomocy ofiarom przemocy, wiele z nich prowadzi telefony zaufania i infolinie.

Warto tu polecić choćby Niebieską Linię, gdzie pomoc i wsparcie mogą znaleźć zarówno osoby doświadczające przemocy, jak i ich bliscy, którzy chcą pomóc, a czują się bezradni. Jeśli podejrzewamy, że bliska nam osoba cierpi z powodu toksycznej relacji i syndromu sztokholmskiego, warto zadzwonić i zasięgnąć porady.

Bibliografia
  • https://www.history.com/news/stockholm-syndrome
  • https://www.britannica.com/science/Stockholm-syndrome
  • https://www.bbc.com/news/magazine-22447726
  • https://www.healthline.com/health/mental-health/stockholm-syndrome
Wczytaj więcej
Nasze magazyny