Przepis na szczęśliwy związek - rozmowa z trener personalną Ewą Foley

Jako ludzie możemy się różnić w spojrzeniu na wiele spraw, ale bezsprzecznie łączy nas to, że gdy decydujemy się na wspólne życie z partnerką czy partnerem, chcemy, by nasz związek był szczęśliwy. I może taki być, zwłaszcza jeśli wiemy, jak szczęściu pomóc.

Artykuł na: 29-37 minut
Zdrowe zakupy

Ewa Foley

Ewa Foley, trenerka rozwoju osobistego, promotorka pozytywnego życia i autorka popularnych książek poradników, określanych jako "trylogia życia": "Zakochaj się w życiu. Podręcznik małych i dużych kroków dla poszukującej duszy", "Powiedz życiu tak. Poradnik dobrostanu" i "Bądź aniołem swojego życia. Jak oczyszczać i wzmacniać energię życiową".

Agnieszka Podolecka: Ewo, masz za sobą trzy małżeństwa i trzy rozwody, a teraz jesteś w szczęśliwym związku. Uczyłaś się na własnych błędach?

Ewa Foley: Na pewno! Popełniłam wszystkie możliwe błędy kobiety młodej i w średnim wieku, teraz już wiem, jak budować silne fundamenty i oparty na nich szczęśliwy związek.

Dlatego dopiero teraz, tuż przed siedemdziesiątką, po raz pierwszy w życiu udzielam wywiadu na temat związków. Wcześniej nie czułam się kompetentna.

Mojego obecnego męża Michaela znam od 25 lat, współpracowaliśmy przez wiele lat biznesowo, zawsze się szanowaliśmy i ceniliśmy, nie tylko jako koledzy po fachu, ale i ludzie.

I niespodziewanie zakochaliśmy się w sobie. To był dar od losu i niespodzianka dla nas obojga.

Od pięciu lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, w którym mamy przestrzeń na własny rozwój, realizację planów, wspólnych i oddzielnych marzeń.

Wiele lat studiowałam psychologię pozytywną, podobnie jak mój obecny mąż, oboje byliśmy bardzo zaangażowani przez długi czas w rozwój osobisty, intelektualny i emocjonalny, oboje staramy się pomagać i służyć swoją wiedzą ludziom.

Poznaliśmy się w połowie lat 90. w USA podczas tygodniowego szkolenia dla liderów biznesu, zorganizowanego w stanie Kolorado, w miejscowości – nomen omen – Loveland (kraina miłości).

Zatem połączyła nas nie tylko dojrzała miłość, ale i podobieństwo zainteresowań, pasja i postawa życiowa.

Odmienność jest fascynująca, ale do zbudowania silnej, szczęśliwej relacji potrzebne są podobieństwa

AP: U podstaw związku powinny więc być podobieństwa, wspólnie wartości, zbliżone cele, taki sam stosunek do religii. I chyba szczerość w rozmowie na te tematy, aby partner wiedział, co jest dla nas ważne.

EF: Oczywiście. Jestem osobą całkowicie transparentną i uważam, że przejrzystość relacji jest ważna nie tylko między małżonkami i kochankami, ale również w każdej innej relacji.

Jeśli nie powiemy, co jest dla nas ważne, to skąd druga osoba ma to wiedzieć? Przecież nie czyta w naszych myślach, nie mieszka w naszej głowie.

Moje pierwsze małżeństwo opierało się na różnicach. Byliśmy tak odmienni, że było to fascynujące. Ale taka fascynacja jest fajna na ognisty wakacyjny romans.

W codziennym życiu, zwłaszcza gdy stajemy się rodzicami, różnice przeszkadzają. Gdy miałam 60 lat i trzy małżeństwa za sobą, zrozumiałam, że oczekuję od mężczyzn wypełnienia jakiegoś braku.

A przecież nie można oczekiwać, że ktoś nas uszczęśliwi, szczęście powinno być głęboko w nas i powinno być niezależne od innych ludzi.

Postanowiłam wtedy poświęcić więcej czasu sobie, zbudować relację nie z mężczyzną, ale z samą sobą. To była najlepsza decyzja mojego życia!

Zawsze zachęcam młode kobiety, aby zrobiły pauzę w departamencie związków i aby odkryły, kim są, co jest dla nich najważniejsze, na co są w stanie się godzić, a na co nie, jak pragną się spełniać w życiu, ile swojej przestrzeni chcą dać mężczyźnie, a ile zachować wyłącznie dla siebie.

Gdy postanowiłam zaprzyjaźnić się ze sobą, pokochać siebie w pełni, poznać siebie lepiej... poczułam się szczęśliwa.

W roku 2013 poprosiłam moich nauczycieli duchowych, z Seattle w USA, o przeprowadzenie ceremonii ślubnej... mnie ze mną. Byłam wtedy naprawdę gotowa spędzić szczęśliwie życie sama ze sobą... sama, ale nie samotna.

W kręgu mocy – stworzonym przez nich na pięknej łące – sama założyłam sobie na palec obrączkę i obiecałam sobie miłość, wierność, szacunek i lojalność.

Na koniec podziękowałam Wszechświatowi i Bogu za wszelkie dobro w moim życiu i powiedziałam nieśmiało: "jeśli jest mi pisana miłość z mężczyzną, to przyjmę go takim, jakim jest, na warunkach miłości i życia".

Zaufałam, uwierzyłam, że jeśli się zakocham, to wyłącznie w mężczyźnie, który będzie pełnią sam w sobie, a nie "drugą połówką" mnie...

Pod koniec ceremonii mój nauczyciel wypowiedział nagle dziwne zdanie: "On przybędzie z Zachodu". Uśmiechnęłam się, bo te słowa nie miały wtedy żadnego sensu i zupełnie o tym zapomniałam.

Aż kilka lat później on przybył niespodziewanie z dalekiego Zachodu – z USA!

AP: Zatem tylko osoba głęboko kochająca siebie i szczęśliwa sama ze sobą jest w stanie stworzyć udany związek. Nie można bowiem dać szczęścia drugiej osobie, jeśli samemu się go nie odczuwa. Nikt inny nas nie uszczęśliwi, tylko my sami.

EF: No tak, przecież życie ma naturę paradoksalną. Z mojej wierności sobie, ze świadomego celibatu, wyniknęło najcudowniejsze uczucie w moim życiu.

Trzy lata po tym ślubie czekałam na trenera, który miał współprowadzić legendarne 3-dniowe szkolenie "Bussiness and You".

Zamiatałam podwórko przed moim domem na warszawskich Bielanach, gdy pojawił się w furtce...

Spojrzeliśmy na siebie, mnie wypadła z rąk miotła, jemu walizka, i ruszyliśmy uściskać się na powitanie.

I nie uścisnęliśmy się jak wieloletni znajomi, tylko jak mężczyzna z kobietą. Po niemal dwudziestu latach znajomości, nieudanych małżeństwach po obu stronach, nagle trafiła nas strzała Amora.

Wiem, wiem... brzmi to jak opera mydlana albo bajka dla dzieci, ale prawda jest taka, że oboje byliśmy gotowi na miłość szczęśliwą, była w nas otwartość, byliśmy wolni: prawnie, finansowo, intelektualnie i emocjonalnie. Idealna przestrzeń na miłość...

AP: Aby wejść w związek uczciwie i bez obciążeń, trzeba najpierw rozmówić się szczerze ze sobą, przeanalizować poprzednie związki. Zamiast zwalać winę na męża alkoholika, musimy przyznać przed samymi sobą, że zwlekaliśmy z rozwodem kilka lat, bo brakowało nam odwagi. Wiele kobiet boi się, że nie poradzi sobie z samodzielnym macierzyństwem albo finansowo, więc tkwią w toksycznym związku, a potem całą winę zwalają na męża. A przecież ten brak odwagi jest decyzją kobiety. Oczywiście bardzo trudno uwolnić się od oprawcy, zazwyczaj potrzebne jest wsparcie rodziny i terapeuty, ale należy ten krok wykonać i spokojnie przemyśleć całą sytuację, by nie popełniać w przyszłości tych samych błędów.

EF: Obwinianie nigdy do niczego dobrego nie prowadzi. Zrozumienie swoich błędów, przyczyn braku odwagi czy nieudolności jest wyzwalające, pozwala zbudować siłę, daje poczucie ogromnej wolności.

Rozumiejąc wszystkie swoje zachowania, poznając siebie, dajemy szansę sobie i nowemu związkowi.

Gdy wiesz, że nie znosisz alkoholu i nie tolerujesz codziennego picia choćby tylko kieliszka wina do kolacji, to spytaj swojego potencjalnego partnera, czy zrezygnuje z tego zwyczaju. Jeśli odmówi, ty też odmów dalszej współpracy.

To jest piękny gest wobec samej siebie, ale też wobec tego mężczyzny, bo swoją uczciwością dajesz mu wolność wyboru.

AP: Wolność jest ważnym elementem związku. Trzeba czuć się wolnym, dawać sobie prawo do szczęścia, by mieć odwagę wprowadzić kogoś w swoje życie.

EF: Bez wolności i odwagi wynikającej z miłości i zaufania do siebie nie da się stworzyć dobrego związku. Lęk można pokonać, gdy jest się silnym i wierzy się w siebie.

A jeśli nie dowierzamy swojej intuicji, przyjrzyjmy się tej osobie, która nam się podoba. Nie poddawajmy się feromonom, zróbmy pauzę i przeanalizujmy sytuację.

Jeśli dziś nas coś denerwuje, to za dziesięć lat będzie nas denerwować jeszcze bardziej.

Odpowiedzmy sobie na pytanie: czy to, co mnie denerwuje, mogę zaakceptować i przestać na to zwracać uwagę, czy będę się raczej starała zmieniać swojego partnera na siłę. Nikt nie chce być zmieniany.

Przyjrzyjmy się podobieństwom, zastanówmy nad naszą motywacją: czy poświęcę swoje marzenia ze względu na jego wielkie pieniądze lub piękną twarz? Albo dlatego, że czuję biologiczny zegar i koniecznie chcę mieć dziecko?

Czy jestem szczęśliwa sama ze sobą i wystarczająco dobrze wiem, czego pragnę? Czy odpowiadają mi wyznawane przez niego wartości, jego sposób życia i traktowania mnie oraz innych ludzi?

Czy gdybym nie czuła pożądania, to chciałabym się z nim zaprzyjaźnić? Przecież przyjaźń opiera się na podobieństwach. Jest takie piękne powiedzenie: "przyjaciel to ktoś, kto cię dobrze zna i ciągle cię lubi".

Tak jak powiedziałyśmy na początku: podobieństwa i akceptacja drugiego człowieka są potrzebne do zbudowania silnej, szczęśliwej relacji, a nie miłostki, która w końcu przyniesie rozczarowanie i ból. Zakochana para

AP: Jak zbudowałaś szczęśliwe małżeństwo? Wieloletnia znajomość z przyszłym mężem była ułatwieniem?

EF: Na pewno pomogła! Bardzo dużo rozmawialiśmy i uważnie słuchaliśmy się wzajemnie... ze zrozumieniem. Szanowaliśmy się.

Przyglądaliśmy się sobie w różnych kontekstach życiowych i ocenialiśmy, czy nasza hierarchia wartości jest podobna, czy damy radę zbudować szczęśliwy i trwały związek partnerski. Jeśli z dziesięciu priorytetów siedem się pokrywa, to przyjrzyjmy się pozostałym trzem.

Gdy kobieta lubi na przykład podróże, a mężczyzna ich nie znosi, ustalmy, że podróżniczka będzie zwiedzała świat z przyjaciółmi lub sama, a domator w tym czasie będzie cieszył się ciszą i spokojem we własnym domu, nie będzie ograniczał wyjazdów partnerki czy robił scen zazdrości.

Miłośniczka podróży nie będzie zaś próbowała zmanipulować domatora, by zmusić go do podróży. Gdy między ludźmi jest płaszczyzna porozumienia, mają na czym budować.

AP: Postawa życiowa, realne oczekiwania i akceptacja partnera, bez planowania zmiany jego usposobienia czy przyzwyczajeń, stanową nieodłączne elementy dobrej relacji.

EF: Jeśli mężczyzna jasno i wyraźnie mówi, że nie znosi dzieci i absolutnie nie chce ich mieć, to nie zachodźmy na siłę w ciążę z myślą, że jak dziecko się urodzi, to on je pokocha.

Może tak się stać, ale równie dobrze mężczyzna może się czuć oszukany, stracić zaufanie do partnerki i wcale nie pokochać dziecka, wręcz odejść, gdy tylko usłyszy słowo ciąża.

Nie oszukujmy się, realistycznie oceniajmy sytuację, przyjmujmy lub odrzucajmy cele i priorytety drugiej strony.

Jeśli wychodzimy za Amerykanina, tak jak w moim przypadku, nie oczekujmy, że stanie się on Polakiem.

Nam udało się wypracować kompromis, część czasu spędzamy w Polsce, część w USA, pracujemy na obu kontynentach, żadne z nas nie zmusza partnera do wyboru jednego kraju.

AP: Zatem podstawy związku powinny być uczciwe, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ta miłość może być jednocześnie przyjaźnią, w której akceptujemy nawzajem swoje wady i zalety. Jeśli nie, należy omówić różnice, powiedzieć wprost: "zakochałam się w tobie, ale nie potrafię tego czy tamtego tolerować, czy to jest dla ciebie naprawdę ważne, czy możesz z tego zrezygnować, czy we mnie coś ci przeszkadza?".

EF: Jeśli ktoś nie umie zrobić takiego uczciwego podsumowania sam, może poprosić o pomoc terapeutę. Gdy druga osoba odmawia udziału w takim spotkaniu terapeutycznym, trzeba się zastanowić, czy w ogóle warto wchodzić w tę relację.

Jeśli ktoś jest już zakochany, może powinien przeżyć to zakochanie, dać sobie czas, ale nie powinien z tą osobą zakładać rodziny.

Często ludzie nieświadomie oszukują się nawzajem, sami nie wiedzą, czego chcą, nie mówią o tym, co dla nich ważne. A potem mają pretensje, że osoba, z którą żyją pod jednym dachem, nie spełnia ich oczekiwań.

A ona tych oczekiwań nigdy nie usłyszała! Albo nie zrozumiała, bo nigdy nie zostały przedstawione w odpowiedni sposób. Taka nieświadomość wynika z braku samoświadomości. Oto recepta na nieszczęście.

AP: Mówisz to na podstawie własnego doświadczenia.

EF: Zdecydowanie tak. Gdy przysłowiowa strzała Amora trafiła w nasze serca, byliśmy już dojrzałymi ludźmi, oboje sporo po sześćdziesiątce.

Postanowiliśmy spisać to, co dla nas ważne, czego pragniemy w życiu, na co możemy się zgodzić, a na co nie. Daliśmy sobie dwa tygodnie, aby na spokojnie przemyśleć każde słowo.

Potem poszliśmy na romantyczną kolację przy świecach i wymieniliśmy się kartkami. Na szczęście okazało się, że nasze marzenia są bardzo podobne.

Niemniej i tak omówiliśmy każdy punkt. To był bardzo piękny wieczór. I gdy Michael poprosił mnie o rękę (w walentynki!), powiedziałam "tak" nie tylko jemu, ale też tej liście, jego wartościom życiowym, marzeniom i oczekiwaniom. A on oświadczył się mnie takiej, jaką jestem, a nie swojemu wyobrażeniu o mnie.

To dlatego tworzymy pogodne, szczęśliwe, zgodne małżeństwo. Rozmawiamy ze sobą dużo i uczciwie, nie wynosimy naszych przemyśleń poza związek.

Dzięki temu możemy mieć do siebie absolutne zaufanie, wiemy, że razem damy radę rozwiązać wszelkie problemy i sprostać wyzwaniom życiowym. Kluczem do udanego związku jest więc także słowo "razem".

AP: Co zrobić w sytuacji, gdy jesteśmy w związku, chcemy tworzyć ten związek w taki sposób, by był szczęśliwy, ale partner odmawia rozmowy?

EF: Uważam, że gdy ludzie będący parą nie chcą ze sobą rozmawiać, ich związek nie ma szans.

Zdarza się, że jedna osoba rozwija się, uczestniczy w warsztatach, medytuje, czyta książki psychologiczne i coachingowe, a druga walczy z tym, bo... wyższy poziom świadomości partnera czy partnerki jest zagrożeniem dla status quo.

Na przykład on ożenił się z niedoświadczoną dziewczyną i nie chce, aby ona stała się nagle mądrą, samodzielną, świadomą siebie kobietą.

Czuje się zagrożony jej rozwojem, czuje się gorszy, a jednocześnie nie ma ochoty sam się rozwijać i doskonalić.

Podam ci ekstremalny przykład. Moją koleżankę terapeutkę odwiedziła pewnego dnia żona jej pacjenta z pretensjami, że mąż przestał pić, znalazł pracę i chodzi na spotkania grupy wsparcia AA. I taki odmieniony mąż jej się nie podoba.

Co począć w takiej sytuacji? Przecież "do tanga trzeba dwojga", prawda?

W dobrym związku ludzie idą razem przez życie i zapraszają się do swoich światów

AP: Wiele osób, zwłaszcza kobiet, boi się powiedzieć partnerowi, że jego zachowanie jest absolutnie nieakceptowalne.

EF: W dobrym związku ludzie nie boją się siebie nawzajem! Jeśli ktoś odczuwa lęk wobec osoby, z którą żyje, powinien sobie zadać pytanie: co się tutaj dzieje?

Czy ta osoba chce mnie zdominować psychicznie bądź fizycznie, czy jestem ofiarą przemocy domowej? A może boję się mówić o sobie, bo nie czuję się tego godna, bo nie umiem? Dlaczego pozostaję w relacji z osobą, której się boję?

Wierzę, że w dobrym związku ludzie idą razem przez życie i zapraszają się do swoich światów. Jeden przyjmie zaproszenie z ochotą, inny się zastanowi, trzeci odmówi. I wtedy trzeba podjąć decyzję: co dalej?

Ja ratowałam moje związki długo i uparcie, na wszelkie sposoby, ale potem przychodził moment poddania się i decyzji, że dalej tak się nie da, że już nie mogę, że płacę zbyt wysoką cenę zdrowiem, że życie mam jedno i chcę je przeżyć szczęśliwie.

Uczciwie przedstawiałam moją postawę... No i czasami odchodziłam ja, czasami odchodził on. Samo życie.

AP: Szacunek idzie w parze z uczciwością i transparentnością.

EF: Dla mnie te wartości są nierozerwalne. Transparentność daje poczucie bezpieczeństwa, nieudawanie, rozumienie, że "nie" znaczy nie, a "tak" znaczy tak.

Dobry związek polega też na szanowaniu swoich "tak" i swoich "nie". Nie ma w nim gier, uciekającego króliczka i udawania. Każda gra, każde udawanie w końcu wyjdzie na jaw i źle się skończy.

Po co być w związku, w którym nie jest się sobą? Być może chodzi o korzyści majątkowe, być może po prostu boimy się samotności albo brakuje nam wiary, że będziemy umiały same sobie poradzić?

Jeśli tkwimy już w takim związku, warto uczciwie porozmawiać z partnerem czy partnerką i spróbować zmienić status quo. Gdy związek dopiero budujemy, najlepiej wyjaśnić wszystko między sobą już na początku.

O rzeczach poważnych rozmawiajmy uczciwie i znajdźmy wspólne sposoby na osiągnięcie dobrego samopoczucia i radości

AP: Myślę, że wielu problemom można zapobiec dzięki poczuciu humoru. Pewne drobne różnice można zbagatelizować, roześmiać się, gdy popełniamy błąd. Nie chodzi o wyśmiewanie partnera, ale o zbywanie śmiechem drobnych różnic w podejściu do niektórych spraw.

EF: Całkowicie się z tobą zgadzam. Jedną z rzeczy, które najbardziej cenię w moim mężu, jest poczucie humoru i radość życia, umiejętność pobłażliwego, serdecznego śmiania się, gdy coś mnie albo jemu nie wychodzi.

Odpoczywamy w swoim towarzystwie i dużo się śmiejemy, dużo rozmawiamy i dzielimy się obowiązkami domowymi.

Zanim wejdziemy w związek, powinniśmy ustalić granice tego, co jest dla nas akceptowalne

AP: Podam ci drastyczny przykład. Gdy moje dzieci były małe, jedynymi warzywami, jakie jadły, były brokuły i kiszona kapusta, zatem co drugi dzień gotowałam brokuły. Po dziesięciu latach mój eks zrobił mi wściekłą awanturę i powiedział, że nienawidzi brokułów. Czy nie łatwiej było powiedzieć z uśmiechem przy trzecim razie: "kochanie, widzę, że brokułujesz nasze dzieci, ale ja wolałbym marchewkę". Ja bym się wtedy nie obraziła, a tak poczułam się oszukana, że on dziesięć lat był wobec mnie nieuczciwy, nie mówił mi prawdy.

EF: To rzeczywiście drastyczny przykład. Jak nam się coś nie podoba, nie ukrywajmy tego. Jeśli przeszkadzają nam rzeczy drobne, jak rodzaj jedzenia, to powiedzmy o tym partnerowi i zaproponujmy coś w zamian.

A o rzeczach poważnych rozmawiajmy uczciwie i znajdźmy wspólne sposoby na osiągnięcie dobrego samopoczucia i radości.

Zawsze powtarzam: nigdy nie śmiej się z innych ludzi, ale zawsze śmiej się z siebie i ze swoich nieadekwatnych do sytuacji reakcji...

Poczucie humoru może uratować niejedno małżeństwo przed rozwodem. Kiedyś przeczytałam, że trwałość związku jest wprost proporcjonalna do ilości wspólnego śmiechu. W pełni się z tym zgadzam.

Na Hawajach jest piękny rytuał Ho’oponopono, który składa się z czterech elementów. Wypowiada się słowa: przepraszam, proszę wybacz mi, dziękuję, kocham cię.

Wykorzystujemy ten prosty rytuał w naszym małżeństwie, bo mąż wiele lat mieszkał na Hawajach. W sytuacjach nieporozumienia dbamy o to, aby się zatrzymać i wypowiedzieć do siebie te słowa. A potem się przytulamy.

AP: Jak daleko można się posunąć w wybaczaniu? Czy to należy ustalić na początku związku?

EF: Koniecznie! Zanim wejdziemy w związek, powinniśmy ustalić granice tego, co jest dla nas akceptowalne.

Każdy ma prawo do błędów i do uczenia się na nich, ale nikt nie powinien łamać umowy. Jeśli para ustaliła, że w ich związku nie będzie przemocy psychicznej, fizycznej i emocjonalnej, a potem jedno z nich ukrywa pieniądze albo mówi tej drugiej osobie, że jest głupia, to mamy do czynienia ze złamaniem umowy.

Jeśli ustaliliśmy, że nasz związek ma być monogamiczny, to zdrada nie wchodzi w rachubę. Umówiłam się z mężem, że gdyby któreś z nas poczuło pokusę przysłowiowego skoku w bok, to powie o tym drugiej osobie.

Wtedy wspólnie zastanowimy się, z czego to wynika, czy jest to jedynie wyrzut feromonów do mózgu, czy skutek tego, że od dawna się nie kochaliśmy, czyli braku seksu. Gdy to jest przyczyną – dlaczego przestaliśmy cieszyć się życiem intymnym? Co leży u podstaw tej zmiany?

Zdrada często jest efektem, symptomem tego, że w związku dzieje się źle, a nie przyczyną tej sytuacji.

Jeśli jednak na samym początku jedna osoba mówi, że nie umie i nie chce być monogamiczna, a druga świadomie się na to godzi, to nie powinna mieć pretensji o późniejsze incydenty.

Należy też pamiętać, że seksualność, zwłaszcza kobieca, ewoluuje. Nie można oczekiwać, że kobieta w wieku 50 lat będziemy miała taką samą energię jak dwudziestolatka.

Jeśli partner nie ma pojęcia, jak działa kobiece ciało, bo ani mama mu tego nie wyjaśniła, ani sam się tym nie zainteresował, trzeba z nim porozmawiać o biologii kobiety.

Mężczyzna zresztą też ma prawo czuć mniejszą ochotę na seks i też powinien rozmawiać z partnerką o tym, co się dzieje z jego ciałem i psychiką.

Przy odrobienie dobrej woli i poczuciu humoru na pewno da się wypracować system, który odpowiada obu stronom.

AP: Zatem podsumujmy. Aby stworzyć dobry związek, trzeba...

EF: Poznać siebie i wiedzieć, na jakie ustępstwa jesteśmy w stanie przystać, a jakie nie wchodzą w grę.

Pokochać siebie w pełni i poczuć, że szczęście jest w nas, zależy od nas samych. I dopiero wtedy zaprosić do swojego życia drugą, równie "pełną", osobę.

Być transparentnym i uczciwie – zawsze uczciwie – rozmawiać z tą osobą, słuchać jej i upewniać się, że dobrze ją rozumiemy.

Rozmawiać całe życie, odnosić się do siebie życzliwie i serdecznie, zawsze szukać okazji do radości i zabawy.

W ten sposób można zaprojektować szczęśliwe życie we dwoje. Serce na tafli wody

Autor publikacji:
Dr Agnieszka Podolecka

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 3/2021
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny