Rak: zdrowie zamiast chemii

Gdy u Cathie Grout zdiagnozowano chłoniaka nieziarniczego, usłyszała, że guz będzie można opanować, ale nie wyleczyć. Kobieta wzięła jednak sprawy w swoje ręce, a dziś po nowotworze nie ma śladu.

Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

Cathie Grout zawsze sądziła, że najlepszą metodą walki z rakiem jest szybkie i celne uderzenie w niego chemioterapią, radioterapią lub operacją chirurgiczną, a najlepiej wszystkimi tymi sposobami naraz. Dlatego gdy krótko przed 45. urodzinami odkryła uwypuklenie w brzuchu, które zdiagnozowano jako odmianę nowotworu krwi, bardzo się zdziwiła, usłyszawszy radę onkologa: nie robić nic.

- Byłam absolutnie pewna, że nie ma chwili do stracenia, że natychmiast trzeba rozpocząć leczenie - wspomina Cathie, dziś 62-latka. Ale nic podobnego nie usłyszała.

Kobieta zachorowała na chłoniaka, czyli nowotwór układu chłonnego. Lekarze wytłumaczyli jej, że należy wykonać więcej badań, które pozwolą stwierdzić, z jakim dokładnie typem raka mają do czynienia i jaka forma terapii będzie najkorzystniejsza.

Chemio- i radioterapia wydawały się najbardziej prawdopodobne, jako że guzy znajdowały się zbyt blisko kluczowych narządów wewnętrznych, by dało się usunąć je chirurgicznie. Przed ustaleniem właściwej dawki lekarze musieli jednak ocenić agresywność raka, co miało zająć ok. 5 tygodni.

W międzyczasie Cathie miała tylko czekać i obserwować swój stan, z czym wcale niełatwo było jej się pogodzić.

- Moja lekarka musiała strasznie długo mnie przekonywać, że nie umrę w ciągu tych 5 tygodni bez leczenia - mówi.

Wówczas jeszcze Cathie nie zdawała sobie sprawy, że pomimo 5 guzów w brzuchu w ogóle nie podda się leczeniu konwencjonalnemu, a za rok po nowotworze pozostanie tylko wspomnienie.

Przeciwrakowy plan bojowy Cathie

  • refleksologia 3 razy w tygodniu,
  • reiki 3 razy w tygodniu,
  • "czysta", ekologiczna dieta: zero cukru rafinowanego, sztucznych słodzików, dodatków do żywności, alkoholu, produktów przetwarzanych przemysłowo i czerwonego mięsa,
  • 6-8 szklanek świeżo wyciśniętego soku z warzyw dziennie,
  • napary z ziół kilka razy dziennie,
  • codzienne spacery na łonie natury,
  • medytacja 2 razy dziennie,
  • pozytywne wizualizacje i afirmacje kilka razy dziennie.

Aktywne czekanie

Cathie była w pełni gotowa na podjęcie chemioterapii, radioterapii czy też jakiejkolwiek innej formy leczenia zaleconej przez lekarza po zakończeniu testów. Miała też pewność, że nie będzie w stanie po prostu siedzieć z założonymi rękami i czekać.

- Musiałam coś zrobić, bo czułam, że inaczej oszaleję - wspomina. - Zaczęłam się więc rozglądać za czymś, co mogłoby mi pomóc.

Cathie przyznaje, że nie wiedziała wtedy zbyt wiele o terapiach alternatywnych, chociaż wcześniej rozpoczęła kurs refleksologii jako odskocznię od jej dotychczasowej, stresującej pracy nauczycielki. Refleksologia opiera się na masażu specyficznych punktów na stopach, dłoniach i głowie, które mają łączyć się z innymi miejscami w całym ciele. Cathie zaczęła się więc zastanawiać, czy technika ta nie okazałaby się skuteczna w jej przypadku. Zwróciła się o poradę do osoby prowadzącej kurs, która odpowiedziała, że na pewno pomoże to wzmocnić jej układ odpornościowy.

Przekonana, że warto spróbować, Cathie skontaktowała się z lokalnym refleksologiem. Graham Milne praktykował tę metodę od ponad 10 lat, dzięki czemu naprawdę znał się na swoim fachu. Stanowczo odradził Cathie poddanie się chemioterapii i przekonał ją, że nie jest to dla niej najlepsze rozwiązanie.

Graham nie chciał jednak wziąć na siebie pełnej odpowiedzialności za jej zdrowie, skierował ją więc do znajomego naturopaty, który miał doświadczenie w skutecznym leczeniu nowotworów i podobnych chorób. Ten jednak, gdy Cathie udała się do niego na wizytę, był zszokowany wielkością guzów i stwierdził, że nie może jej pomóc. Zamiast tego doradził jej, by jednak zdecydowała się na chemioterapię.

Cathie była rozczarowana, ale wciąż się nie poddawała. Poszła z powrotem do Grahama, który zgodził się przyjąć ją jako swoją pacjentkę. Umówił ją na zabiegi refleksologii 3 razy w tygodniu, po których miała dodatkowo chodzić na sesje reiki (formę terapii, gdzie lecznicza energia kierowana jest przez ciało pacjenta ku odzyskaniu zdrowia i dobrego samopoczucia).

- Już po pierwszej sesji z Grahamem poczułam się lepiej - mówi Cathie.

Chłoniak nieziarniczy - co to takiego?

Nowotwór ten to odmiana raka, która rozwija się w układzie chłonnym, będącym częścią układu immunologicznego. Walczące z infekcjami limfocyty nadmiernie się mnożą i po pewnym czasie gromadzą w danym punkcie organizmu, formując guza. Najczęstszym miejscem występowania guzów są węzły chłonne, choć chłoniaki mogą pojawić się praktycznie wszędzie w ciele, np. w brzuchu, jelicie cienkim, na skórze, w migdałkach czy tarczycy. Limfocyty wędrują po całym organizmie, dlatego też choroba może się roznosić.

Istnieje wiele odmian chłoniaka nieziarniczego, ale generalnie dzieli się go na 2 kategorie: agresywne oraz indolentne. Jak sama nazwa wskazuje, chłoniaki agresywne rozwijają się szybko i charakteryzuje je wysoki stopień złośliwości, natomiast indolentne rosną powoli i są łagodniejsze.

Jak Cathie miała okazję się przekonać, diagnoza indolentnego chłoniaka to niekoniecznie dobra wiadomość. Takie guzy nie wymagają bowiem natychmiastowej terapii, są jednak trudniejsze do wyleczenia. Chłoniaki agresywne należy zaś od razu poddać terapii, na którą reagują zazwyczaj znacznie lepiej, co często prowadzi do całkowitego wyleczenia.

Zdrowie zamiast chemii

W jej ciele i umyśle zaszły pozytywne zmiany, Cathie zaczęła więc rozważać medycynę alternatywną w zastępstwie chemioterapii. Wtedy wiedziała już, że jej nowotwór to wolno rosnący chłoniak nieziarniczy. Szanse jego wyleczenia były nikłe, nawet przy zastosowaniu inwazyjnej chemioterapii.

- Dr Clarke powiedziała mi, że chemia pomoże opanować raka, ale go nie wyleczy, więc będę musiała przyjmować leki do końca moich dni - wspomina Cathie, dla której było to nie do przyjęcia. - Ja chciałam pozbyć się go na dobre.

Nie miała w tamtym okresie dostępu do internetu, postanowiła za to przeczytać jak najwięcej książek na temat alternatywnych terapii raka. W ciągu 2 tygodni pochłonęła ponad 30 pozycji. Jej uwagę przykuła zwłaszcza jedna z tych poleconych jej przez refleksologa Grahama. Była to książka austriackiego naturopaty i zielarza Rudolpha Breussa pt. "The Breuss Cancer Cure: Advice for the Prevention and Natural Treatment of Cancer, Leukemia and Other Seemingly Incurable Diseases", poświęcona terapii raka, białaczki i innych rzekomo nieuleczalnych chorób (w Polsce nie doczekała się publikacji).

W książce tej opisano różnorodne diety i posty mające na celu "żywić organizm i zagłodzić raka". Nie było specjalnego programu na chłoniaka, ale Cathie miała wrażenie, że dieta zaproponowana do stosowania w białaczce może jej pomóc.

Program ten pozwala jeść praktycznie wszystko, z naciskiem na produkty ekologiczne, wyłączając czerwone mięso, w tym wieprzowinę. Co istotne, zawiera również soki warzywne i ziołowe napary dobrane tak, by wspierać pracę organizmu i oczyszczać go z toksyn.

Takie żywieniowe podejście do leczenia raka wydawało się Cathie bardzo sensowne, wolała jednak najpierw skonsultować się ze swoją lekarką. Ta wyraziła powątpiewanie, by dało się cokolwiek osiągnąć za pomocą samej diety, ale zgodziła się regularnie badać pacjentkę, by upewnić się, że ta nie robi sobie krzywdy.

Cathie od razu poczuła, że sprawuje większą kontrolę nad swoim życiem i zdrowiem. Jakiś czas wcześniej rzuciła pracę w szkole, by w pełni poświęcić się rygorystycznemu programowi Rudolpha Breussa. Z początku trudności sprawiało jej codzienne kupowanie specyficznych soków warzywnych, szybko zdecydowała się więc na kupno blendera i zaczęła przyrządzać je sama.

- Piłam 6-8 szklanek świeżo wyciśniętego soku warzywnego dziennie - opowiada Cathie.

Wprowadziła też do codziennej diety elementy z innych alternatywnych terapii raka, o których czytała. Zrezygnowała z alkoholu, żywności wysokoprzetworzonej, cukru i sztucznych słodzików. Wcale nie było to proste, jako że dotąd jej dieta składała się głównie z ciastek i innych niezdrowych przekąsek oraz 2 l napojów gazowanych, obficie słodzonych aspartamem.

Uzdrawiające myśli

Oprócz zdrowej diety Cathie zaczęła też medytować i stosować techniki wizualizacji, o których przeczytała w książce Carla Simontona pt. "Jak żyć z rakiem i go pokonać" (Wydawnictwo Feeria, 2006).

- Wyobrażałam sobie telewizor, a w nim kreskówkę z moimi białymi krwinkami w postaci piranii, które z zapałem zjadają komórki rakowe - wspomina Cathie. - To bardzo mi pomogło.

Pozytywne afirmacje, czyli zapewnianie samej siebie, że wszystko będzie dobrze, stały się nieodłączną częścią jej życia.

- Za każdym razem, gdy widziałam swoje odbicie w lustrze, powtarzałam sobie: "mój układ odpornościowy jest naprawdę bardzo silny". I mocno w to wierzyłam.

Kolejną pomocną "terapią" okazały się spacery po okolicy. Było to korzystne nie tylko ze względu na kondycję fizyczną - przede wszystkim pozwoliło jej się odstresować i odbudować więź z naturą.

Nowa dieta i nastawienie nie przyszły bez trudności. Cathie musiała wywrócić swoje życie do góry nogami, w czym wspierała ją jej lekarka. To ona po kilku tygodniach wyczuła, że guzy stawały się coraz bardziej miękkie, a po dłuższym czasie zaczęły się zmniejszać.

Dobre myśli

Cathie jest przekonana, że stosowane przez nią techniki wizualizacji bardzo przyczyniły się do poprawy jej stanu zdrowia. Kilka razy dziennie koncentrowała się na aktywnych składnikach soku warzywnego, wizualizując korzystny wpływ, jaki wywierają one na jej organizm. Technika ta, zwana czasami wizualizacją kierowaną, ma na celu wywołanie konkretnych zmian w organizmie, a na jej skuteczność nie brakuje dowodów.

Badania wykazały, że u pacjentów chorujących na raka wizualizacje wpływają na ograniczenie stresu, stanów lękowych i depresji, a ponadto pozwalają złagodzić negatywne skutki chemioterapii1. Niektóre badania wskazują również na to, że wizualizacja kierowana wpływa bezpośrednio na układ odpornościowy. Badacze z Oregon Health & Science University w amerykańskim Portland dowiedli, że po 8 tygodniach stosowanie tej techniki przez pacjentki z rakiem piersi podwyższyło u nich poziom komórek NK (ang. natural killers - naturalnych zabójców), które pełnią bardzo istotną funkcję w zwalczaniu guzów. 3 miesiące po zakończeniu badania liczba komórek NK znów zmalała, co sugeruje, że wizualizację należy stosować przez długi czas, aby uzyskać trwałe efekty2.

Badania wykazały też, że wyobraźnia pacjenta i jego zdolność do zatracania się w generowanych mentalnie obrazach tak, jakby były rzeczywistością, świadczy o przyszłej skuteczności technik wizualizacji kierowanej3.

Cathie była zachwycona, zwłaszcza gdy zmiany te potwierdziła tomografia komputerowa.

- Na początku tomografia wykazała "rozległą adenopatię wewnątrz jamy brzusznej", czyli po prostu mnóstwo guzów w brzuchu - opowiada.

Jak się okazało, również nerki otoczone były zmianami chorobowymi, a na wątrobie znajdowały się niewielkie cysty. 2 miesiące później badanie USG wykazało jednak, że największe guzy nieco się zmniejszyły, a po cystach na wątrobie nie zostało ani śladu.

Wyniki te zrobiły wrażenie na lekarce, która stwierdziła, że nie trzeba już aż tak śpieszyć się z chemioterapią, bo metody Cathie najwyraźniej działają. Dla samej zainteresowanej nie miało to jednak większego znaczenia.

- Nie było w ogóle mowy, bym zaczęła chemię - mówi. Gdy przyszedł czas na trzecie badanie (kolejną tomografię), Cathie stosowała "przeciwrakowy reżim" już od 5 miesięcy. Tym razem wyniki były zdumiewające: guzy zmniejszyły się o 75%.

Gdy od diagnozy upłynęło niewiele ponad rok, badanie USG w końcu przyniosło wynik, na jaki Cathie czekała: "adenopatii nie stwierdzono". Kobieta wyleczyła się z raka.

Alternatywne zakończenie

Od tamtych wydarzeń minęło 18 lat. Po nowotworze Cathie wciąż nie ma śladu, mimo że przecież lekarze mówili jej, że nie da się go wyleczyć. Dziś kobieta pomaga innym chorym, zdobyła bowiem kwalifikacje w dziedzinie terapii alternatywnych, prowadzi warsztaty ze zdrowej diety i przyrządzania soków warzywnych.

Czy rak Cathie cofnąłby się samorzutnie? Być może. Medycyna zna takie przypadki i ma nawet na to nazwę: spontaniczna remisja. Ale Cathie, która patrzyła, jak walkę z nowotworem przegrywają kolejno jej ojciec, ciotka i wujek, głęboko wierzy, że to pozytywne zmiany, jakie wprowadziła w swojej diecie, trybie życia i nastawieniu psychicznym, odpowiadają za to, że dziś żyje.

Joanna Evans

Przydatne tytuły

  • "Soki dla zdrowia", Cherie Calbom, Maureen Keane (Oficyna Wydawnicza SPAR, 1994)
  • "Jak żyć z rakiem i go pokonać", Carl Simonton (Wydawnictwo Feeria, 2006)

Bibliografia

  1. Psychooncology, 2005; 14: 607–17; Annu Rev Nurs Res, 1999; 17: 57–84
  2. J Psychosom Res, 2002; 53: 1131–7
  3. Res Nurs Health, 1998; 21: 189–98
Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Nasze magazyny