Pokonać choroby autoimmunologiczne

Nawet 1/5 z nas zmaga się z chorobami, w przebiegu których organizm atakuje sam siebie. Według medycyny są one nieuleczalne. Celeste McGovern przedstawia jednak 3 zdeterminowane kobiety, które uniknęły recept i cofnęły postęp tych schorzeń.

15 marzec 2017
Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Wyśmiać toczeń

Gina Yashere, urodzona w Londynie artystka komediowa, obecnie przez większość roku mieszka w Nowym Jorku i jest na półmetku tournée występów na żywo. Jednak 10 lat temu unieruchomiła ją ciężka choroba autoimmunologiczna.

Początkowo kobieta zauważyła tylko, że często bywa zmęczona. Myślała, że ból stawów, który odczuwała, był skutkiem artretyzmu. Pewnego dnia obudziła się z dłońmi uformowanymi w szpony, których nie była w stanie rozprostować. Zanim jej palce się rozluźniły, minęło pół godziny.

Badania krwi wykazały, że Yashere cierpi na toczeń rumieniowaty układowy - chorobę, która rozwija się, kiedy układ odpornościowy atakuje stawy i tkanki łączne. Jej ciocia zmarła na nią w wieku 58 lat w następstwie niewydolności narządów. Dziś toczeń jest lepiej kontrolowany, jednak wciąż nie ma na niego lekarstwa.

Po rozpoznaniu choroby Yashere rozpoczęła iniekcje sterydów i przyjmowanie silnego leku immunosupresyjnego, ale jej stan szybko się pogarszał.

- Moje stawy były bardzo zniekształcone i ciągle cierpiałam. Ledwie mogłam chodzić i musiałam korzystać z podwyższonej deski klozetowej, ponieważ nie byłam w stanie usiąść - wspomina. Zmagała się również z migrenami, a z powodu przyjmowanych leków i niezdolności do ćwiczeń przytyła ponad 30 kg.

Wtedy pojawiła się szczęśliwa inspiracja: zobaczyła w telewizji reality show pt. "Celebrity Detox" ("Celebryci na odwyku"). Zgłosiła się do udziału w tym programie w Tajlandii, który obejmował siedmiodniowy post i lewatywy z kawy 2 razy dziennie. Przeszła także na surową dietę wegańską.

- Zaczęłam jeść orzechy i ziarna oraz surowe warzywa i owoce - mówi Yashere. Uzależnienie od coca-coli zastąpiła piciem herbaty z kombuczy - fermentowanego napoju zawierającego odrobinę cukru oraz ogromną ilość żywych bakterii. - Zaczęłam szukać przepisów i robić dużo koktajli i soków - wspomina.

W ciągu kilku tygodni Yashere zauważyła duże złagodzenie bólu stawów i zwiększenie poziomu energii. Co więcej spostrzegła, że kiedy znów zaczęła odżywiać się przetworzonym, słodkim, śmieciowym jedzeniem, nastąpił nawrót choroby. Dzięki utrzymywaniu diety stopniowo odzwyczaiła się od przyjmowania przepisywanych leków.

Jak mówi, kiedy udała się na badania kontrolne do Szpitala św. Tomasza w Londynie, jej lekarze martwili się faktem, że przestała brać leki. Nie przyjmowała ich jednak od 4 miesięcy i "od lat nie czuła się lepiej".

41-letnia Yashere nie jest już obecnie na diecie ściśle wegańskiej. Kilka lat temu wprowadziła do swojego jadłospisu ryby i kilka razy próbowała baraniny, a nie miała nawrotu choroby. - Nie jestem dobra, jeśli chodzi o diety, ćwiczenia i przyjmowanie leków - mówi, chociaż zażywa wysokie dawki witaminy B12, 5 tys. j.m. witaminy D dziennie oraz probiotyk.

- Gdybyście spotkali mnie dzisiaj, nigdy nie poznalibyście, że miałam toczeń. Moje objawy, jeśli w ogóle występują, są minimalne - mówi Yashere. - Wciąż mam przeciwciała, więc lekarze próbują mówić, że to po prostu spontaniczna remisja - dodaje. Artystka uważa to stwierdzenie za śmiechu warte. - To zabawne, że moja spontaniczna remisja dokładnie zbiegła się w czasie ze zmianą diety i trybu życia - zauważa.

Żywienie w chorobie Leśniowskiego-Crohna

W 2003 r. Kanadyjka Meghan Telpner ukończyła szkołę mody i wyruszyła w podróż z plecakiem dookoła Afryki - ponieważ tego rodzaju rzeczy robią 23-latki. Jednakże jej afrykańską wyprawę zniweczyły "niepokojące problemy trawienne". Po powrocie do Toronto Telpner równocześnie rozpoczęła karierę w branży reklamowej i trzyletnią tułaczkę po 19 lekarzach, aby zrozumieć objawy, które zawładnęły jej życiem. Jej spodnie rurki zrobiły się workowate, nie mogła wyjść z łazienki, a dotąd gęste kręcone włosy rozprostowały się i wypadały garściami.

W 2006 r. u Telpner zdiagnozowano chorobę Leśniowskiego-Crohna - autoimmunologiczne schorzenie zapalne jelit, które powoduje krwawe stolce, biegunkę, słabe, prowadzące do niedożywienia wchłanianie pokarmu, utratę masy ciała, zmęczenie i szereg innych objawów. Podobnie jak większości ludzi z takim rozpoznaniem, Telpner powiedziano, że jest to choroba "nieuleczalna", dożywotnia, z którą będzie musiała po prostu sobie "radzić". Jednakże zadziorna poszukiwaczka przygód była zdeterminowana, by wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęła od wykluczenia z diety przetworzonych pokarmów, glutenu i nabiału.

Jednakże, jak mówi, najbardziej wpływową zmianą, jakiej dokonała, była transformacja nastawienia. Postanowiła codziennie rozwijać w sobie wdzięczność, którą nazywa "witaminą W".

Cokolwiek to było, zadziałało i w ciągu miesiąca objawy Telpner ustąpiły. Rewolucja zdrowotna zainspirowała ją do kształcenia w kierunku dietetyki holistycznej, napisania 2 książek i budowy nowej szkoły - The Academy of Culinary Nutrition (Akademii Dietetyki Kulinarnej).

Telpner nie wierzy, że konkretny zestaw wytycznych dietetycznych może leczyć, uzdrawiać lub cokolwiek cofnąć. - To niełykanie pigułek, poddanie się procedurze i niepobłażanie sobie - mówi o wprowadzaniu w życie trwałych zmian.

Po 9 latach bez objawów choroby Leśniowskiego-Crohna jest pewna, że ścieżka, na którą wkroczyła, wyleczyła ją i tak samo postąpiło wielu ludzi. - Są nas miliony - mówi Telpner.

Łysienie a zdrowie

W trakcie układania córce włosów matka Molly Vazquez zauważyła z tyłu jej głowy gładki, okrągły, łysy płat skóry. Obie pomyślały, że to dziwne, ale już widok wypadających kępkami włosów pod prysznicem i rano na poszewce poduszki wywołał u dziewczynki przestrach.

Kiedy ok. 6 miesięcy później udała się na wizytę do dermatologa, zostało jej na głowie tylko kilka rzadkich kosmyków i nie miała już połowy brwi. Lekarz powiedział jej, że zmaga się z chorobą autoimmunologiczną o nazwie łysienie całkowite (łac. alopecia totalis), która atakowała jej mieszki włosowe, przez co włosy nie mogły rosnąć. Stanowczo stwierdził, że "gdy rozwija się u osób w wieku 12 lat i młodszych, zazwyczaj nie odrosną". Molly miała 12 lat.

- Nie płakałam, dopóki nie dotarłam do domu - mówi. W jej historii pojawia się wiele mokrych od łez poduszek, ogromne rozczarowanie peruką, która nadawała jej wygląd uczestniczki konkursu piękności z lat 80., trudna sztuka radzenia sobie z przykrą rzeczywistością wśród powierzchownych rówieśników, jak również brakiem zainteresowania ze strony lekarzy. Vazquez wiedziała, że jej szpecąca choroba nie była medycznym priorytetem.

- Miałam szczęście, że nie zmagałam się z rakiem, ale nie znaczyło to, że byłam szczęśliwa - wspomina.

Vazquez zaczęła podążać inną drogą pod wpływem wizyty u kręgarza, prawie 2 lata po tym, jak zaczęły jej wypadać włosy. Interesował się on żywnością organiczną i polecił dziewczynce przyjmowanie probiotyków, oleju rybiego oraz wysokich dawek witamin z grupy B.

- Byłam leniwa. Chciałam tylko jeść pizzę i kanapki. Typowa nastolatka - mówi Molly. Była jednak również nastolatką bez włosów i wiedziała, że w ten sposób ich nie odzyska.

Wyeliminowała z diety artykuły, które - jak widziała - nieustannie pojawiały się na czarnych listach w literaturze i na stronach internetowych o tematyce prozdrowotnej: na początek gluten, nabiał i czerwone mięso. Zrezygnowała z gotowych kanapek i pizzy na rzecz sałatek z komosą ryżową, rosołu domowej roboty oraz mnóstwa warzyw i owoców.

Vazquez zaczęło sprawiać przyjemność robienie koktajli, soków i zup. Piła mnóstwo wody i przystąpiła do ćwiczenia jogi. Zaczęła także słuchać dotyczącego wiary i uzdrawiania przesłania popularnego kaznodziei Joela Osteena i wyobrażać sobie siebie z pełną włosów głową.

Vazquez nie wspomina o kolonoterapii, którą przeszła, ponieważ - jak mówi - "ludzie reagują paranoicznie". Zauważyła jednak, że o ile po wprowadzeniu zmian w diecie ponownie pojawiały się u niej pokryte miękkim meszkiem płaty skóry głowy, po lewatywach z kawy i seriach kolonoterapii włosy odrastały szybciej.

- Miałam jeden łysy placek, na którym włosy po prostu nie rosły, i byłam z tego powodu bardzo sfrustrowana - wspomina. W związku z tym postanowiła codziennie przez 20 min "luzować się" na słońcu na własnym podjeździe i w ciągu kilku tygodni zauważyła porost włosów również w tym problematycznym miejscu. - Światło słoneczne zdecydowanie było częścią procesu leczenia - mówi.

- Kiedy moje włosy zaczęły odrastać, nie poczułam się tak, jak tego oczekiwałam. Myślałam, że będę skakać z radości lub doznam takiego zdumienia, że nie będę w stanie zasnąć. Zamiast tego doświadczyłam pokory - mówi Vazquez. Czasami bała się, że pojawi się rozczarowanie w postaci ponownej utraty włosów.

- Miałam prawdziwą obsesję, liczyłam np. włosy, które wyszły mi pod prysznicem - mówi. Jednakże, jak przyznaje dziś pewna siebie 21-latka, teraz już się nie boi.

Wczytaj więcej
Nasze magazyny