Uwaga! Pole elektromagnetyczne!

Przedstawiciele służby zdrowia na całym świecie nie chcą przyznać, że nadwrażliwość na pole elektromagnetyczne to powszechny problem, a fale emitowane przez komputery, telefony komórkowe, nadajniki WiFi czy linie wysokiego napięcia stanowią dla nas realne zagrożenie.

Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

Nadwrażliwość na pole elektromagnetyczne najczęściej nazywana jest angielskim skrótem EHS (electromagnetic hypersensitivity). Pod określeniem tym kryje się cały szereg objawów: od bólu głowy i problemów z koncentracją, przez bezsenność, aż po przemęczenie i podrażnienia skóry.

Mimo ogólnie przyjętej nazwy schorzenie to nadal ignorowane jest przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) i inne instytucje związane ze służbą zdrowia, które za nic nie chcą przyznać, że pole elektromagnetyczne generowane przez domowe urządzenia elektroniczne, komputery, komórki czy linie wysokiego napięcia naprawdę może nam szkodzić.

Organizacje ochrony zdrowia bardzo niechętnie przyznają, że EHS w ogóle istnieje. A nawet jeżeli istnieje, to, ich zdaniem, w rzeczywistości dotyka jedynie 1% światowej populacji, a symptomy u pozostałej części społeczeństwa mają raczej podłoże psychiczne. Sceptycy przywołują badania, których uczestnicy silniej reagowali na urządzenia w ogóle nieemitujące fal elektromagnetycznych niż na te, które je emitowały. Część psychologów tłumaczy to swego rodzaju ucieczką od stresu i presji dzisiejszego świata.

Co zatem, wedle oficjalnej nauki, uważać można za przyczyny nadwrażliwości elektromagnetycznej? Według wytycznych WHO lekarz przyjmujący pacjenta z objawami wskazującymi na EHS powinien po pierwsze zlecić testy ewaluujące jego stan psychiczny i psychologiczny. Jeżeli okaże się, że pacjent nie wykazuje zaburzeń na tle umysłowym, przyczyny problematycznych symptomów należy szukać w zanieczyszczeniach przestrzeni mieszkalnej, wzmożonym hałasie, słabym oświetleniu lub stale migających świetlówkach.

Jednakże kłam takim założeniom zadają tysiące udokumentowanych przypadków ludzi, którzy nagle doświadczali objawów typowych dla EHS, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że znajdowali się w otoczeniu o wysokim natężeniu fal elektromagnetycznych. W 2004 r. w samej Szwecji - czyli kraju o bardzo wysokim odsetku pacjentów z EHS, podobnie jak Niemcy czy Dania - odnotowano 250 tys. jego przypadków.

Niezależni badacze coraz częściej potwierdzają istnienie EHS. Pewne badanie zatytułowane "EHS: mit czy rzeczywistość?" jednoznacznie przesądziło tę kwestię - tak, nadwrażliwość elektromagnetyczna istnieje. Co więcej, autor badania, prof. Stephen Genuis z kanadyjskiego Uniwersytetu Alberty, podsumował swoją pracę następująco: "wielu naukowców przyznaje, że nadwrażliwość na promieniowanie elektromagnetyczne to realna jednostka chorobowa znacząco utrudniająca funkcjonowanie coraz większej liczbie ludzi na całym świecie"¹.

Chodzi o pieniądze

Część naszych Czytelników zapewne doszła już do wniosku, że niechęć do zaklasyfikowania EHS jako realnej jednostki chorobowej (i pola elektromagnetycznego jako jej podłoża) sprowadza się do jednej, prostej zasady: gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Pomijając znaczne odszkodowania, jakie należałoby wypłacać pacjentom pokrzywdzonym  przez EHS, rządy państwowe otrzymują ogromne sumy pieniężne od przemysłu telekomunikacyjnego, które w dużej mierze przeznaczone są na badania nad polem elektromagnetycznym - te właśnie, które nie wykazują jego negatywnego wpływu na zdrowie.

Dla przykładu, w 2013 r. aukcja licencji na telefony komórkowe nowej generacji 4G przyniosła władzom Wielkiej Brytanii 2,3 mld funtów (ten wynik finansowy uznano zresztą za porażkę). W Polsce analogiczna aukcja na częstotliwości LTE (odpowiednik 4G) przyniosła skarbowi Państwa 9,2 mld zł.

Pewne kraje uznają jednak EHS za prawdziwe schorzenie pomimo kwestii finansowych. Rząd Szwecji określa je jako "utrudniające funkcjonowanie", podczas gdy Hiszpania klasyfikuje je jako "trwałą niepełnosprawność". Kanadyjska Komisja Praw Człowieka natomiast uznaje EHS jako element zespołu nadwrażliwości na czynniki środowiskowe.

Władze Francji posunęły się jeszcze dalej, ogłaszając, że pole elektromagnetyczne odpowiada za rozwój nie tylko EHS, ale też licznych odmian raka, na co podatne są przede wszystkim małe dzieci. W zeszłym roku zakazano tam korzystania z sieci WiFi na terenach przedszkoli. Pojawił się również nakaz wyłączania ich, gdy w szkole nie odbywają się lekcje dla dzieci powyżej 11. roku życia.

Pewien francuski sędzia również uznał EHS za prawdziwą chorobę, przyznając 39-letniej Marine Richard rentę w wysokości 850 euro miesięcznie na podstawie jej "alergii" na urządzenia elektroniczne, takie jak komórka, nadajnik WiFi czy telewizor. Richard zgłaszała objawy w postaci kołatania serca, nudności i bólu głowy, a dziś mieszka w przystosowanej do życia stodole pozbawionej elektryczności.

Przydatne adresy

• Strona internetowa dr Mallery-Blythe: www.phiremedical.org
• Powerwatch, niezależna grupa badawcza: www.powerwatch.org.uk
• Radiation Research Trust, grupa badawcza specjalizująca się w zagrożeniach związanych z promieniowaniem elektromagnetycznym: www.radiationresearch.org

Mimo swojej powściągliwości WHO w końcu uznała EHS za "niespecyficzną chorobę wieloukładową", a pole elektromagnetyczne za czynnik potencjalnie sprzyjający rozwojowi nowotworów. Niestety nie udało jej się już przyznać, że między jednym a drugim istnieje zależność.

Nadwrażliwość na pole elektromagnetyczne doczekała się nawet reprezentacji w popkulturze. Jeden z bohaterów serialu Better Call Saul (opowiadającego o losach pobocznych postaci z kultowego serialu Breaking Bad) cierpi na tę przypadłość, przez co nie może opuszczać pozbawionego elektryczności domu, a nawet tam okrywa się kocem z folii aluminiowej.

Nasz wspólny obowiązek

Liczbę ludzi cierpiących na EHS bardzo trudno jest jednoznacznie oszacować. Badacze zakładają, że 1%-8% populacji syndrom ten dotyka w tak znacznym stopniu, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Wiele osób spoza tego przedziału może odczuwać objawy w rodzaju bezsenności czy sporadycznych kłopotów z pamięcią, których nie łączą jednak ze zjawiskiem tzw. elektrosmogu.

Fot. Flickr.com

Dysponujemy coraz większą liczbą dowodów na istnienie EHS, dzięki czemu coraz więcej państw oficjalnie uznaje je jako jednostkę chorobową. Pewne grupy naukowców domagają się, by wszystkie większe kraje świata przyjęły takie stanowisko oraz swoją polityką ograniczały kontakt obywateli, a przede wszystkim dzieci, z promieniowaniem elektromagnetycznym.

W 2015 r. 24 naukowców wystosowało pismo nawołujące do "oficjalnego rozpoznania" nadwrażliwości na pole elektromagnetyczne i włączenia jej do międzynarodowej klasyfikacji chorób i procedur medycznych. Grupa ta domagała się również, by rządowe systemy zarządzania służbą zdrowia stosowały proste środki zapobiegawcze i ostrzegały społeczeństwo przed zagrożeniami związanymi z polem elektromagnetycznym.

Pochodząca z Wielkiej Brytanii dr Erica Mallery-Blythe założyła niezależną organizację ds. zdrowia, środowiska i promieniowania o nazwie PHIRE (ang. Physicians Health Initiative for Radiation and Environment). Dr Mallery-Blythe ma nadzieję, że organizacja ta będzie działać poza kontrolą rządu, angażując  pacjentów, lekarzy, nauczycieli i rodziców do szerzenia świadomości wiedzy na temat EHS.

Takie oddolne inicjatywy to doskonały pomysł, jako że brytyjska polityka w sprawie zanieczyszczeń elektromagnetycznych kontrolowana jest przez wpływową Grupę Doradczą ds. Promieniowania Niejonizującego (AGNIR). Grupa ta stała się obiektem międzynarodowej krytyki za prowadzenie sprzecznych interesów oraz "opuszczanie istotnych informacji i wysnuwanie bezpodstawnych wniosków podczas publikowania wyników badań", jak informuje dr Mallery-Blythe.

Do grupy tej należą również członkowie Międzynarodowej Komisji ds. Ochrony przed Promieniowaniem Niejonizującym (ICNIRP), która w 1998 r. ustanowiła wytyczne dotyczące bezpieczeństwa, które wciąż obowiązują w Wielkiej Brytanii i wielu innych państwach. Jednak zdaniem dr Mallery-Blythe standardy te są mocno przestarzałe, gdyż opierają się na danych, które nowsze badania zdążyły już zakwestionować tysiące razy.

Większość państw Unii Europejskiej oraz wiele krajów na innych kontynentach dawno już odrzuciło wytyczne ICNIRP na rzecz jeszcze niższych standardów bezpieczeństwa.

Czas ponieść konsekwencje

Rządowe systemy opieki zdrowotnej w kwestii zagrożeń związanych z użytkowaniem telefonów komórkowych już od lat w pełni polegają na tzw. Interphone Study, czyli badaniu przeprowadzonym w 13 krajach, według którego używanie komórki nie niesie ze sobą żadnego ryzyka. Niektóre szczegółowe analizy sugerowały nawet, iż pewne modele telefonów chronią przed rakiem mózgu.

Bibliografia

  1. J Clin Oncol, 2009; 27: 5565–72
  2. Environ Health Perspect, 2007; 115: 1–4

Badanie to było częściowo ufundowane przez międzynarodowe organizacje handlowe zrzeszające producentów aparatów telefonicznych oraz operatorów sieci telefonii komórkowych.  Jak dało się przewidzieć, wynik badania okazał się dla nich korzystny.

Wygląda na to, że sponsorowanie badań znacząco wpływa na ich wynik. W każdym razie do takich wniosków doszli niezależni badacze z Korei Południowej, którzy ponownie przyjrzeli się Interphone Study, oceniając je jako badania o bardzo niskiej jakości. Natomiast po przeanalizowaniu badań niezależnych, koreańscy naukowcy doszli do wniosku, iż częste korzystanie z telefonu komórkowego przez 10 lat lub dłużej zwiększa ryzyko zachorowania na raka mózgu nawet o 34%¹.

Fakt, że sponsorowanie badań wpływa na ich wyniki, został potwierdzony również przez specjalistów ze szwajcarskiego Uniwersytetu w Bernie. Odkryli oni, że wyniki badań opłacanych przez branżę telekomunikacyjną rzadko kiedy dowodzą szkodliwości długotrwałego korzystania z urządzeń elektromagnetycznych, zwłaszcza w porównaniu z badaniami sponsorowanymi przez organizacje charytatywne czy niezależne stowarzyszenia².

Kto jest bezpieczny?

Od dnia narodzin jesteśmy zewsząd otaczani przez promienie elektromagnetyczne. Światło słoneczne i pole magnetyczne Ziemi to dwa źródła naturalne, zaś na początku XX wieku wraz z pojawieniem się żarówki i domowych urządzeń elektrycznych przybyło źródeł sztucznych. Dziś żyjemy w prawdziwym elektrosmogu generowanym przez telewizory, linie wysokiego napięcia, komputery, laptopy, rutery, nadajniki WiFi oraz telefony komórkowe.

Już w 1932 r. odnotowano przypadki zachorowań przywodzące na myśl nadwrażliwość na pole elektromagnetyczne. Przez lata nadawano im przeróżne nazwy, począwszy od choroby mikrofalowej, syndromu fal radiowych, przez nietolerancję elektromagnetyczną, aż po syndrom gwałtownego starzenia. W latach 60. robotnicy w Polsce oraz na terenie byłego Związku Radzieckiego po długotrwałej pracy w bezpośrednim zasięgu pola elektromagnetycznego zgłaszali szereg dotkliwych objawów. Podobne symptomy zaobserwowano również u personelu wojskowego w 1974 r.

Nauka potwierdza założenie, że objawy te wcale nie wynikają z zaburzeń umysłowych. Badania wykazały, że pole elektromagnetyczne może wpływać na czynność mózgu, a ponadto obiektywnie dowiodły zachodzenia zmian w budowie komórkowej organizmów narażonych na jego działanie.

Co prawda na zanieczyszczenia elektromagnetyczne wszyscy reagujemy nieco inaczej, lecz naukowcy są zdania, że u każdego redukują one poziom melatoniny w organizmie, podnosząc jednocześnie poziom tlenku azotu (NO)². Modyfikacje te osłabiają zdolność organizmu do walki ze zmianami nowotworowymi, a do tego mogą wywoływać zaburzenia snu, podwyższenie stężenia cholesterolu oraz ciśnienia krwi.

Również fale mózgowe podlegają niekorzystnym zmianom na skutek kontaktu z promieniowaniem elektromagnetycznym. Jak wykazało pewne badanie, wystawienie szczurów laboratoryjnych na kontakt z pulsacyjnymi mikrofalami przez 45 min powodowało zmiany poziomu choliny w mózgu. Cholina to podstawa strukturalna acetylocholiny, neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za procesy związane z pamięcią, inteligencją i nastrojem³. Podobne zaburzenia wywołują telefony komórkowe. Badacze z Finlandii odkryli, że użytkowanie komórki już przez 33 min spowalnia proces metabolizowania glukozy w mózgu. Sugeruje to, że neurony zostają "zagłodzone" z niedostatku cukru, co prowadzi do problemów z koncentracją, pamięcią i uczeniem się4.

Zmiany fizjologiczne tego typu da się zaobserwować również w badaniach populacyjnych. Jak się okazuje, wzmożenie objawów neurobehawioralnych i przypadków raka odnotowano w 8 na 10 społeczności mieszkających w odległości mniejszej niż 500 metrów od stacji bazowej sieci komórkowych. Warto przy tym  zaznaczyć, że poziom promieniowania elektromagnetycznego cały czas mieścił się w obowiązujących obecnie normach5.

Ból głowy, problemy z koncentracją, poirytowanie czy inne objawy były tym silniejsze, im bliżej pacjent znajdował się do stacji bazowej6. Pewne australijskie badanie wykazało natomiast istnienie korelacji między poziomem pól magnetycznych wysokiej częstotliwości (np. generowanych przez telefony komórkowe) znajdujących się w sypialni, a symptomami takimi jak ból głowy czy kłopoty z koncentracją7. Dr Mallery-Blythe narastający problem pól elektromagnetycznych  opisuje jako "największą zmianę w środowisku elektromagnetycznym Ziemi, jaka kiedykolwiek miała miejsce w historii planety".

Pole elektromagnetyczne

Tekst: Bryan Hubbard

Bibliografia
  • Sci Total Environ, 2012; 414: 103–12
  • Otolaryngol Head Neck Surg, 2005; 132: 713–6
  • Pharmacol Biochem Behav, 1989; 33: 131–8
  • J Cereb Blood Flow Metab, 2011; 31: 2293–301
  • Int J Occup Environ Health, 2010; 16: 263–7
  • Pathol Biol [Paris], 2002; 50: 369–73
  • Occup Environ Med, 2006; 63: 307–13
Autor publikacji:
Artykuł należy do raportu
Szkodliwe promieniowanie
Zobacz cały raport
Wczytaj więcej
Może Cię zainteresować
Nasze magazyny