Rozważania poświąteczne: pies, alkohol i sztuczne ognie

Jest takie powiedzenie, że kto pije w obecności psa, nie upija się w samotności, tylko raczy trunkiem w dobrym towarzystwie. To jednak nie oznacza, że w takiej sytuacji dzielimy się z naszymi pupilami tym, co mamy w kieliszku. I dobrze, choć w przeszłości bywało z tym różnie.

Artykuł na: 6-9 minut
Zdrowe zakupy

Z lektury starych domowych receptur wynika, że psom podawano niekiedy czerwone wino. Przy długotrwałych, wyniszczających organizm biegunkach zalecano ubite żółtko z czerwonym winem jako środek wzmacniający. Przy przedłużającym się porodzie słabą akcję wzmacniano czerwonym winem z dodatkiem glukozy. Dzisiaj, gdy odpowiednie leki można kupić u weterynarza lub na specjalną receptę w aptece, nie musimy uciekać się do takich metod. Gdyby jednak sytuacja nas zaskoczyła i musielibyśmy wykorzystać alkohol do ratowania zwierzęcia, pamiętajmy, że nawet na człowieka działa on leczniczo wyłącznie wtedy, gdy jest przyjmowany w umiarkowanych ilościach (kieliszek, nie butelka!).

Jeśli więc decydujemy się na podanie mikstury z dodatkiem czerwonego wina psu, należy zastosować dawki aptekarskie (łyżeczka, nie kubek!). Nie chodzi przecież o to, by rodzącą sukę upić, tylko by jej pomóc. Alkohol działa na psy tak samo jak na ludzi. Zwierzę pod jego wpływem ma trudności z poruszaniem się, czasami prezentuje dziwne, nietypowe dla siebie zachowania i - co najgorsze - po kilku godzinach czuje się po nim fatalnie.

I podobnie jak my jest narażone wskutek oddziaływania alkoholu na poważne choroby: uszkodzenie wątroby (psia jest o wiele mniejsza od naszej i w związku z tym ma też skromniejsze możliwości jego przetwarzania), odwodnienie (psy, jak wiadomo, potrzebują do zachowania zdrowia dużo wody, tymczasem alkohol nie tylko odwadnia, ale dodatkowo pozbawia elektrolitów, np. sodu i potasu, co może zakończyć się śmiercią), zatrzymanie krążenia, uszkodzenie nerek czy drastyczne obniżenie poziomu cukru we krwi (prowadzi nie tylko do drgawek, lecz również uszkodzenia mózgu).

Rywalizacja

Moje domowe psy alkoholu zasadniczo nie lubią, ale że są nieco rozpuszczone, potrafią nas nagabywać przy stole.

"Co pijesz?" - łapki oparte na moich kolanach, uszy czujnie nastawione, nos pcha się do kieliszka.

- Czerwone wino, chcesz trochę? - jeden niuch i czarny nosek z wyraźnym wstrętem odwraca się na bok. Jeśli w pokoju jest tylko jeden pies, przygoda z piciem na tym się kończy. Ale jeśli jest ich kilka, wystarczy krótkie spojrzenie za siebie, by się zorientować, że tam już czekają i inni amatorzy przysmaków.

"Oni nie mogą, a ja mogę, ja, pierwszy jestem!" - i długi ozór zanurza się w kieliszku. "Wstrętne, fe!" zdaje się mówić zmarszczony z obrzydzenia pysk.

 

Ale ci inni nadal czają się za plecami, więc triumfalne spojrzenie dookoła i ozór znowu sięga po odrobinę napitku. Naprawdę odrobinę, bo to wino wcale im nie smakuje, ale przyjemność pokazania pozostałym, kto jest ważniejszy i kto się załapał na obrywkę, wynagradza doznania związane z paskudnym smakiem. Piwo, zwłaszcza ciemne, słodkawe budzi większy entuzjazm, jeszcze większy wzbudzają słodkie likiery, nawet wysokoprocentowe, jako że psy bardzo lubią słodkości. Dlatego trzeba uważać, żeby w ich zasięgu nie znalazł się bezpański trunek.

Media alarmują, że rośnie liczba psów uzależnionych, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Kto się do tego przyczynia? Same go chyba nie kupują, a niezliczone puszki po piwie czy winie rozrzucone również w naszych parkach to tylko jedna z możliwości na oswojenie się z zapachem i smakiem alkoholu.

Pewna znana mi doskonale buldożyca angielska o wdzięcznym imieniu Kordula była autentyczną nałogową alkoholiczką, rozmiłowaną w mocnych trunkach. Była też serdeczną przyjaciółką wszystkich napotkanych pijaczków i amatorów libacji pod chmurką. Jednak ci, którzy planują większe imprezy w karnawale, powinni pamiętać, że wiele psów potrafi zachować się agresywnie w stosunku do podpitych osobników, choćby to był ukochany pan. Pozostaje kwestia sporna, czy bardziej drażniący jest dla nich sam zapach alkoholu, czy może zmienione, całkowicie odbiegające od normy zachowanie człowieka.

Hałaśliwe sztuczne ognie

Widok zataczającego się kudłatego przyjaciela wzbudza w domu panikę, lekarska diagnoza o upojeniu alkoholowym jest zaś powodem do drobiazgowego śledztwa - kto temu winien? I jak do tego doszło? A winne są zwykle wszelkie święta i rodzinne uroczystości, którym towarzyszy zamieszanie związane z przygotowaniami wytwornych dań. Nikt wtedy nie ma głowy do zajmowania się domowymi zwierzętami i ich potrzebami, a wtedy znudzony i zdany na własną przemyślność pupil umila sobie czas, jak potrafi, często polując na świąteczne przysmaki. U starszych, bardziej doświadczonych psów są to zwykle zachowania podszyte narastającym niepokojem. Dobrze pamiętają, że w poprzednich latach takie przygotowania wieńczy okropny czas nieustającej zabawy okraszonej hukami migoczących fajerwerków.

Chodzi nie tylko o noc sylwestrową, którą już mamy za sobą, lecz również o następujący wkrótce po niej karnawał. Nie wszystkie psy boją się sztucznych ogni, ale rzadko który naprawdę je lubi. Tak samo jest z hałasem. Opanowany, stabilny psychicznie zwierzak zaśnie nawet w huku petard i fajerwerków. Słabszy psychicznie wpadnie w panikę trudną do opanowania. Będzie szukał ciemnych, bezpiecznych miejsc, będzie się chował w łazience albo miotał po całym domu. By złagodzić stres, wystarczy wtedy zasłonić okna, udostępnić mu zaciszne miejsce i odwrócić uwagę smakołykami lub wspólną zabawą. Gorzej, gdy do ataku paniki dochodzi na ulicy. Przerażony zwierzak potrafi zerwać smycz i uciekać na oślep, byle dalej od strasznych dźwięków i widoków.

Każdego roku giną dziesiątki przestraszonych psów, czasem odnajdują się one w schronisku, czasem przepadają bez wieści. A przecież łatwo temu zaradzić. Po pierwsze, nie wolno czekać z wieczornym spacerem do późna, lepiej wyprowadzić biedaka, zanim zacznie się kanonada sztucznych ogni. W okresie szczególnego zagrożenia ich pokazami można zmienić obrożę na ciaśniejszą, z której pies na pewno nie wyjdzie, a smycz na mocniejszą, trudniejszą do zerwania. I trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo zawsze można spotkać bezmyślnego człeka, dla którego rzucanie petardami w zwierzęta to doskonały dowcip. Z psem, który bardzo się boi huku, warto odwiedzić behawiorystę zwierzęcego (zoopsychologa) - doradzi, jak z nim w tym okresie postępować i dobierze odpowiednie leki uspokajające.

Anna Redlicka

Autor publikacji:
Anna Redlicka
Anna Redlicka

Biolog, autorka i tłumaczka książek o psach. Hoduje psy rasy welsh corgi, jest także sędzią kynologicznym. Całe swoje życie związała z psami.

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
Artykuł należy do raportu
Spokojne Święta
Zobacz cały raport
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Może Cię zainteresować
Nasze magazyny